26 grudnia 2013

Gracz cz. 2, czyli nie śmiejmy się razem.


Obudził się, dygocząc zimna. Było to dla niego dziwne, ponieważ zasypiał pocąc się ciepła. (...) Resztkami sił próbował odtworzyć przebieg wieczoru, jednak, jak na złość, youtube było już zamknięte. 
Popatrzył na zegarek, ale zegarka nie było. Przestraszył się, ale nie bał się. Został gdzieś, nie będzie już szukał. My nadal o zegarku? Kupi sobie nowy. Uff, tak. 

Dziękujemy za wspólnie spędzoną podróż i przepraszamy za opóźnienie - trzeszczący głośnik wydał jęk sic!, co wyrwało Janka ze snu. Złapał starą przedwojenną sportową torbę i stanął w pośpiechu na równe nogi, które nagle przestały być krzywe jak nawiasy kwadratowe. Ludzie siedzący w przedziale popatrzyli na niego ze zdziwieniem. Dopiero teraz zorientował się, że pociąg dojeżdża do miejsca przeznaczenia. Ładnie teraz nazywają te dworcowe ubikacje...

Rozprostował kończyny, które po kilku godzinach jazdy zaczęły go boleć. Myślałam, że etap rozprostowywania nóg mamy już za sobą. Może teraz pora na ręce? 


Nad Warszawą wschodziło letnie słońce, do upału pozostało jeszcze kilka godzin. (...) Chmury jakby zapomniały o tym mieście, ponieważ wszystkie zawędrowały tam, gdzie mi akurat przyszło spędzać wakacje. Zapowiadał się potwornie gorący dzień, kiedy na klatkach schodowych śmierdzi spalonym kotletem mielonym, kocim moczem i potem pana Józka z parteru. Oprócz tego w powietrzu unoszą się subtelne tony rozkładającego się ciała oraz gnijących jajek państwa Kowalskich. 

*dwa wersy później*
Z poprzedniej wizyty [na Dworcu Centralnym] zapamiętał smród fekaliów seriously? Znowu?, zardzewiałe blachy, narkomanów i pijaków. To miejsce źle mu się kojarzyło, ale widok dworca po remoncie znacznie poprawił mu humor. To nic, że jestem sam w Warszawie, w dodatku ubrany jak idiota, który nie ma ani grosza przy duszy, a przy ciele przechowuję jedynie 350 zł... Dworzec jest odnowiony! Życie jest piękne! Poczuł wielkość miasta. Przypomniał sobie, po co tu przyjechał. Siły wróciły. Jak bumerang by wrócił. Tak i siły. Właśnie. Popatrzył na swe odbicie w rozsuwanych drzwiach, które właśnie były rozpostarte niczym skrzydła Realu Madryt, i nie widział niczego złego w swoim wyglądzie. 

(Janek udaje się w podróż taksówką, którą prowadził łysy kibol stołecznego Powiśla.)

Na pierwszy rzut oka można było spokojnie dać mu Jankowi, nie kibolowi dwadzieścia, może dwadzieścia jeden [lat]. Wysoki, dobrze zbudowany, z ciemną oprawą oczu, piękny jak młody bóg. Bo przecież bohater opka, tudzież powieści, nie może być małym, grubym blondynem.

Nie było to kłamstwo z kategorii tych, za które idzie się do piekła. Było to kłamstwo z kategorii tych, za które idzie się do diabła. 

Przenosimy się przed stadion Powiśla, gdzie niejaki Joe Crox raźnym krokiem wychodzi z budynku klubowego, a następnie oddaje się rozważaniu sensu życia. 
Czuł, że forma woskowa, z której jutro zostanie wytopiony drugi Marcin Gortat jest naprawdę wysoka. Jeszcze dwa tygodnie temu, gdy jego agent powiedział mu o ofercie z Polski, nie chciał nawet o tym słyszeć. Powiśle Warszawa? To gdzieś na Ziemi? 

Trenejro Powiśla ratuje Janka przed zapłatą nieuczciwemu taksówkarzowi.
-Na szybie zaraz napiszę ci: ZŁODZIEJ. A później staniesz w kącie i będziesz rozważał swoje zachowanie, dopóki nie nauczysz się, jak postępować. Nie wstydzisz się tak rolować synka? Magda Gessler by cię wyśmiała! 

Crox patrzył z niedowierzaniem. A takie było miłe miasto - pomyślał. A taka była ładna składnia - nie pomyślał. 

- Bo ja..., tutaj... Dziękuję panu bardzo. - wycedził chłopak - Przepraszam, nie przedstawiłem się. Przyjechałem tutaj na testy. 
- Na jakie testy? - Walasek podrapał się po brodzie. Dobrze, że nie broda po Walasku.
- No testy. 
- A, na testy! 
- Właśnie, na testy.
- Na te czy na tamte?
- Na te testy. 
- Było w gazecie. W szkole już nie było. Się. Czytałem. A jednak! - z kieszeni wyjął pomiętą stronę z dziennika "Golizna". 
- Aaaaaaa, te testy! Wiedziałam. - trener klepnął się dłonią w czoło i uśmiechnął szeroko. 
- No, dokładnie, właśnie te - Janek odzyskał wiarę w siebie. 
- Przykro mi chłopcze, testów nie ma - odparł. ...to najinteligentniejszy dialog, jaki czytałam od czasów tego:

- Skąd przyjechałeś, chłopcze? - przerwał własne myśli. 
- Z Pomorza - Janek marzył tylko o tym, żeby się nie rozpłakać. Przypominając sobie tę nazwę, przypomniał także i dom. Zanucił bezszelestnie melodię swej ulubionej piosenki One Republic, noszącej wdzięczny tytuł "Come home". Nie dbał o to, że wszyscy patrzą na niego jak na wariata. Nic nie liczyło się już dla Janka. Był tylko on. On i jego głos. Uda się na casting do "Must be the music". Tak, to dobry pomysł! 


Mężczyzna i jego córka. Ja i moja szkoła. Wspólny obiad, trochę przedwczesny i trochę zbyt elegancki jak na dwuosobową rodzinę.


Człowiekowi w stalowej Woli marynarce spodobał się ten wyciąg z myśli kelnera. Wyciąg z myśli kelnera. Uhm. Chyba był on wiernym fanem skoków narciarskich. 

Do drzwi zadzwonił telefon. Aleksander Wolf się go spodziewał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz