09 lutego 2013

Cykl walentynkowy: Coleen i Wayne Rooney



Rodziny MacLaughlinów i Rooneyów znały się od dawna. Wszak mieszkały bardzo blisko. Mogę chyba nawet powiedzieć, że były one godne siebie. Gdzie MacLauglin nie mógł, tam Rooneya posyłał i odwrotnie. Po dziecko do szkoły, po gazetę do kiosku, niekiedy do diabła... Nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli stwierdzę też, iż dzieci MacLaughlinów i Rooneyów nie szukano, bo gdy Joe'go i Anthony'ego nie było w domu, łatwo było się domyślić, że spędzają czas z Waynem i czasami z młodszym o dwa lata Grahamem.


Chłopcy uwielbiali wspólne włóczenie się po uliczkach Liverpoolu, zajadanie się frytkami w przydrożnych barach, kopanie piłki i demolowanie sygnalizatorów świetlnych w okręgu niemal całego miasta. Byli ze sobą bardzo zaprzyjaźnieni i zżyci. Tak się dziwnie złożyło, że państwo ManLaughlin, oprócz chłopców, miało jeszcze córkę Coleen- o sześć miesięcy młodszą od Wayne'a piękną, zdolną, cholernie ambitną i pracowitą istotkę. Niestety, Wayne postrzegał ją początkowo jedynie jako bezwyrazową kujonkę, pozbawioną pasji i zarozumiałą. Jednak pewnego dnia, przyglądając się jej, zauważył, iż istotnie jest ona w jego typie...

A musicie wiedzieć, że nie miał on szczęścia do dziewczyn. Nad wszystko przedkładał sobie treningi, boks i miłość do Evertonu. A to (zwłaszcza to ostatnie) z miejsca skreślało go w oczach potencjalnych kandydatek. Poza tym, jego imidż Bad Boya Choć Młodego, To Już Z Zakolami także nie poprawiał jego wizerunku w oczach płci żeńskiej. Zresztą co z tego, że mógłby mieć powodzenie, skoro nawet nie był zbytnio nimi zainteresowany. Piłka i kumple wypełniali cały jego wolny czas...

Ale teraz był naprawdę zakochany. I zaczęło się. Biedni Joe i Anthony. Nie mieli chwili wytchnienia:
-Co dzisiaj robi Coleen?
-Ma teraz na sobie te majtki w paski czy te z kokardką?
-A ona woli jak piesek liże ją w piętkę czy może w pępek?
-Ma chłopaka? Nie? A jest hetero?
-Co dostała z zapowiadanej kartkówki z religii?
-Biła się kiedyś o mnie? Nie? A dlaczego nie?
-Jestem w jej typie?
-Mówiła coś o mnie?
A w końcu:
-Umówicie ją ze mną? <proszęproszęproszę> Browara wam postawię. 
I nie mogli mu odmówić tej przysługi. Jako kumple i ludzie. Był tylko jeden problem. Coleen była porządną dziewczyną, która nie lubiła tchórzliwych, wysługujących się Joe'm i Anthonym adoratorów. Ich skreślała jako pierwszych, choćby i nazywali się Rooney. 

Zapał Wayne'a ostygł. Nie miał na tyle odwagi, by tak po prostu ją zaczepić i wymienić kilka zdań. Skoncentrował się na futbolu. Wkrótce dowiedział się o swoim debiucie w pierwszym składzie Evertonu. Trzeba było to uczcić. Wyszli więc jak codzień z braćmi MacLaughlin, by zniszczyć kolejne światła na skrzyżowaniu i zjeść frytki, gdy nagle na drugiej stronie ulicy spostrzegli kuzynkę Wayne'a, Claire, i...Coleen MacLaughlin. Serce w piersi młodego Runeja zabiło. A kiedy zobaczył, co prowadzi dziewczyna, zabiło po raz kolejny. Rower z opuszczonym łańcuchem.

Obudził się w nim bohater. Przebiegł przez ulicę i krzyknął z rumieńcem na bladych zazwyczaj licach:
- Nie lękaj się dłużej nadobna dziewojo, oto nadszedł kres mąk twoich. Już więcej żaden łańcuch nie będzie godny zdjęcia z ust twych krasnych uśmiechu. Nigdy. 
I chociaż w tych sprawach był totalnym amatorem, sprawnie założył łańcuch. Dziewczyna popatrzyła na niego z uznaniem, a on nabrał odwagi i, ni z tego, ni z owego, wypalił:
-Pójdziesz ze mną na spacer? 
I co miała biedna zrobić? Gdyby Łejn nie naprawił tego roweru, gdyby jej się nie podobał, mogłaby odmowić. Ale tak się składa, że przeciwieństwa się przyciągają. I poszli. Spacerowali sobie spokojnie uliczkami Liverpoolu, wymieniając poglądy na temat życia, muzyki, filmów.

I od słowa do słowa okazało się, że mają ze sobą więcej wspólnego niż myśleli. Coleen obiecała mu pożyczyć film "Grease", którym była wówczas zafascynowana. <od tego się wszystko zaczyna: najpierw pożycza się film, potem rękę, a w końcu serce>
Udali się więc w kierunku domu Coleen. Po drodze Wayne zdążył jeszcze zrobić dla niej różę z papieru, która podobno przypominała różę jedynie z nazwy. Wędrowali powoli:
-Masz chłopaka?-wypalił Wayne.
-Nie mam.- zarumieniła się Coleen- A po co miałabym mieć? Do czego byłby mi potrzebny?
-Zastanów się, a gdy się tego dowiesz, zadam ci pytanie, dobrze?

Dziewczyna skinęła głową, otworzyła drzwi do swojego domu i wślizgnęła się do środka. Nie było jej przez dłuższy czas. Wayne zaczął się martwić. Chyba powiedział coś nie tak. Może był zbyt bespośredni? Usiadł na schodkach tyłem do drzwi i zacisnął zęby. "O tak. Na pewno się obraziła. Pomyślała, że chcę się z nią zaprzyjaźnić, a potem ją wykorzystać. Że nie zależy mi na niej, tylko na posiadaniu jej. Że chcę się nią chwalić kumplom... Chyba jestem skończony. Pójdę już..."
I wtedy drzwi się otworzyły i wyszła mała dziewczynka. Usiadła obok Wayne'a i zapytała:
-Łejn, ciemu jeśteś śmutni?
-Nie jestem smutny.-odburknął.
-To ciemu siem nie ciesiś? Deścika nie ma, śonko świeci. Kolin jeśt dziś taka wesioła. Wśiści som.
-Coleen? Jest wesoła? Kiedy? Widziałaś ją teraz?
-Pźiśła ze śpacieru jakaś taka wesioła. Oci ma ścienśliwe, cioś się chyba śtało. Siuka jakiejś płyty dla ciebie.

Wayne zarumienił się i uściskał dziewczynkę. Przywróciła mu wiarę w jakiekolwiek ciepłe uczucia Coleen do niego. Przecież skoro ona się ucieszyła, to znaczy, że chyba też może czuć do niego to, co on do niej czuje. Ale czemu nie przychodzi? Szuka płyty? Hmm... Obiecała mu pożyczyć "Grease"! Co za idiota... Czemu wcześniej o tym nie pomyślał?! Był tak wdzięczny małej Rosie, że zapragnął się jej odwdzięczyć. Przeszukał kieszenie, chcąc znaleźć coś odpowiedniego dla niej.
Kapsel? Niee... Nie będzie dzieci demoralizował.
£4,50? Nie, przyda się jeszcze. Poza tym za to mogłaby kupić sobie coś nieodpowiedniego.
Kozik? Bilet autobusowy? Klucze do domu? Tabletki na ból gardła? Guma do żucia? Dywanik? Nic z tego...
I nagle zauważył, że nie podarował Coleen papierowej róży. Zresztą i tak jej się chyba nie podobała, bo przez kilka minut zgadywała co to jest. Chyba nie pogniewa się na niego, jeśli podaruje ją swojej potencjalnej szwagierce? Trzeba budować stosunki rodzinne...

Nagle usłyszeli głos:
-Przepraszam, że tak długo. nie mogłam nigdzie znaleźć tej płyty. Anthony i Joe bawili się w ringo i chyba ją sobie pożyczyli. Ale już mam.-powiedziała i podała czerwonemu Wayne'owi krążek. 
-Może pójdziemy na spacer?- wydukał.
-Właściwie to dopiero z niego wróciliśmy, ale czemu nie...
Odkryli, że bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Wystarczył jeden dzień, by z dwójki dobrych znajomych stali się sobie bardzo bliscy. Wędrowali liverpoolskimi uliczkami, aż dotarli do małego kościółka, do którego uczęszczała rodzina MacLaughlinów. Tam też po raz pierwszy Wayne poczuł, że musi ją pocałować. Wyglądała tak pięknie, jej oczy błyszczały jak nigdy wcześniej. Przyciągnął ją do siebie i... jakoś tak wyszło. Dziwnym trafem, właśnie wtedy obok kościoła przejeżdżała ciocia Coleen. Dziewczyna odskoczyła przerażona i zaraz potem oboje wybuchnęli gwałtownym, czystym i niepohamowanym śmiechem. Chociaż ja nie wiem co w tym śmiesznego. 
-Coleen, a może byśmy tak...
-Tak Wayne?
-...jutro spotkali się znowu?
-Przykro mi, jutro mam próbę przed spektaklem, będę w nim tańczyć. ( Potem jeszcze lekcje gry na gitarze, saksofonie, pianinie, lekcje śpiewu, savoir-vivre'u, trening judo, taekwondo, francuski, włoski, chiński...) 
-To może pojutrze?
-Pojutrze idziemy do szkoły.
-To po szkole?
-Może być po szkole... Tylko najpierw pomogę ci z wypracowaniem z religii, bo podobno to ostatnie z zakończeniem "i dlatego uważam, że Diabły są szczęśliwsze" nie przyniosło ci niczego dobrego. 





Jak dalej potoczył się związek Coleen i Wayne'a, każdy wie. Tak już w życiu angielskiego piłkarza bywa, że nie zawsze jego małżeństwo jest idealne, bez żadnej skazy. Wayne niejednokrotnie wystawiał żonę na próbę, choć jak później się w większości przypadków okazywało, sam nie miał na to wpływu, a za jego kryzysy w związku odpowiadały media, które uwielbiają oczerniać piłkarzy z charakterem, mających już coś za uszami. Dziś jednak mogę z czystym sercem powiedzieć, że są rodzinką wręcz wzorową, przynajmniej od pewnego czasu. Synek Kai jest oczkiem w głowie Wazzy, który świata wręcz poza nim nie widzi i chwali się tym słodkim maleństwem niemal wszędzie, gdzie tylko się da. A już wkrótce, państwo Rooney doczekają się drugiego dziecka, kolejnego synka. Poród przewidywany jest na maj.
Hmmm... Czyżby Wayne miał wręcz odwrotną przypadłość do Steviego? ^^ <niegrzeczna red.alice>


5 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy ma odwrotną przypadłość jak Steve G, ale jestem pewna, że obu panom przydało by się zamienić, jeśli chodzi o geny związane z płcią dzieci. Oczami wyobraźni już widzę kapitana Liverpoolu otoczonego trzema ślicznymi córeczkami i z malutkim synkiem na rękach, a Wazzę z uczepioną do nogi małą księżniczką z kokardkami we włosach, z Kai'em udającym jej rycerza, który będzie bronił siostrę od wszelkiego złego:) Wizja przyszłości, mam nadzieję:DDD
    I po raz kolejny świetny tekst, przyznam się szczerze, że za Coleen nie przepadam zbytnio, ale po przeczytaniu chyba polubię ją troszkę bardziej:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, taka mała Rooney w okresie dorastania byłaby nie do zniesienia. Tatuś buntownik, mamusia także kobietka z charakterem. Ale w beztroskim okresie dzieciństwa byłaby na pewno słodka, śliczna i kochana. Tak jak tatuś był ślicznym dzieckiem.
      Coleen... http://24.media.tumblr.com/8fb61f00342871ab5639a6095fd0ee69/tumblr_mgfcch4DZh1qh8hzqo1_1280.jpg
      Ona naprawdę wydaje się sympatyczna ;)
      Pozdrawiam również.

      Usuń
  2. nooo, wreszcie doczekałam się kolejnego wpisu z tej serii :D śmiałam się tak głośno i tak często, że moja mama przyszła do mojego pokoju zapytać o co chodzi... świetna robota, czekam na więcej! :)
    PS Kai jest asdfghjkl,
    kochamsiatkowke :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Kai... chyba jedyny Diabełek z tak anielskim uśmieszkiem.

      Usuń
  3. Kolejny rewelacyjny wpis. :)
    No proszę, nie wiedziałam, że ta para ma taką "przeszłość". To brzmi jak fabuła książki z lat 50. - on taki buntownik, ona przykładna, urocza, dobrze się ucząca dziewczyna.
    Kiedyś nie lubiłam Ronney'a, ale mam wrażenie, że dorósł, spoważniał, zrobił się fajnym, odpowiedzialnym facetem, jest rewelacyjnym tatą a z Coleen tworzą świetny zespół. Bardzo ich lubię.
    I gdzieś w głębi duszy też bym chciała, aby nowy członek rodziny Rooney'ów okazał się być płci pięknej. :D

    OdpowiedzUsuń