Opinie na temat tego widowiska pewnie zostały już wyczerpane. Spotkanie, które oglądało tak wiele ludzi. Mecz, na który wszyscy czekali. Który okazał się być piękniejszy od El Clasico. Który rozpoczął się na długo przed pierwszym gwizdkiem pana Brycha.
Nie było nienawiści, złości, podtekstów... Można by powiedzieć mecz przyjaźni. Walka czysta, oczywiście nie brakowało fauli, ale żadna ze stron nie mogła czuć się pokrzywdzona.
Sama nie wiem jak wypowiedzieć się na temat cudownego remisu na Bernabeu, bo od nadmiaru emocji jeszcze się trzęsę.
Nie będę skromna, gdy powiem, że już przed meczem, zapowiadałam remis.
#1 Nie zwracajcie uwagi na ortografię kolegi, proszę.
#2 Ala, dziecko, nie umie robić screenów ;_;
Choć sądzę, że było to najbardziej przewidywalne roztrzygnięcie pierwszego meczu. I sprawiedliwe, bo chociaż to Real miał groźniejsze sytuacje, to Real był częściej w posiadaniu, Manchester bronił się wyśmienicie. Sytuacja, w której Cristiano strzelił na 1:1 była wręcz niemożliwa do obrony. Nie wiem czy jest na świecie obrońca, który byłby w stanie go wtedy zatrzymać. A De Gea, genialny De Gea miał do powiedzenia tyle, co ja przed komputerem.
Taktyka założona przez sir Alexa Fergusona była od pierwszych minut jasna i sprecyzowana- stawiamy na kontrataki i głęboką obronę. Wszyscy zawodnicy, oprócz jednego, czyhającego na wybitą w kierunku bramki Lopeza piłkę, bronili dostępu do własnego okienka. Liczba blokad i piłek przyjętych 'na ciało' była w pierwszej połowie olbrzymia. Zawodnicy Realu, pomimo swojej świetnej gry, nie potrafili strzelić pierwszej bramki. Może przez brak szczęścia, nerwy czy po prostu brak Cristiano Ronaldo. Chwila, napisałam brak Cristiano... Nie chodzi mi absolutnie o jego nieobecność, a raczej o dziwną nieumiejętność wyprowadzenia Realu na prowadzenie. Zauważyłyście? Kiedy dostawał piłkę w pobliżu pola karnego MU, dryblował i oddawał ją lub strzelał gdzieś w trybuny. Brakowało jego przebojowości. Być może po prostu chciałam myśleć, że CR7 nie próbował strzelić pierwszej bramki, bo obawiał się, że Real pójdzie za ciosem...
Manchester spał. Rafael, biedactwo, przeżył taki mecz, że nie spodziewam się go na boisku aż do rewanżu. Spisał się na moje oko doskonale. Bez asekuracji powstrzymywał ataki skrzydłowych Realu, którzy wciąż zmieniali się pozycjami. Ogólnie rotacja na pozycjach w hiszpańskim klubie była ogromna. Do czego to doszło, żeby Coeñtrao występował w roli napastnika a Xabi Alonso grał przez chwilę jako stoper? Ale strategia Realu była bardzo dobra. United straciło wszystkie swoje atuty w środku pola. Pomoc praktycznie nie istniała. Tak cofniętego we własne pole karne Carricka już dawno nie widziałam. Mecz przypominał trochę finał Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat, z jedną różnicą- tam obie drużyny od razu ruszyły do ataku, odkrywając się. Tu jedynie United grało jak United, a Real nie przypominał tamtej Barcelony. Chociaż posiadanie piłki rzeczywiście mógł mieć zbliżone.
Jednak kiedy tylko Manchester przedostał się na połowę Realu, a Robin van Persie (który grał jako...olaboga...pomocnik) wziął się za konstruowanie akcji, wywalczyliśmy rzut rożny. I w bodajże pierwszym kontakcie z piłką, ten dzieciak, młodzik Welbeck, którego 90% zagorzałych kibiców United chciało zdjąć z boiska jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, głową skierował piłkę do siatki.
Sytuacja nadzwyczajna. Real przy piłce. Real dominuje. Real traci. Przegrywa.
Taktyka jednak była skuteczna. Ferguson znowu się nie pomylił. Co to będzie, gdy jego nie będzie? Strach pomyśleć. W każdym razie gra toczyła się dalej. Real wciąż napierał. Coraz agresywniej. Pałali dziwną żądzą zemsty. Bo taki gol od drużyny, która tylko się broni, musiał być ogromnym upokorzeniem dla wielkiego ego piłkarzy z Madrytu. Cristiano mógł spokojnie zdobyć bramkę, nie krzywdząc drużyny z Manchesteru, a ratując swój własny zespół i jego morale. Ten wyskok... Po raz kolejny udowodnił swoje niepospolite umiejętności i pokazał, że wcale nie ma kompleksu Messiego. Wszak obaj są na tym samym, niemożliwym do osiągnięcia przez zwykłych śmiertelników, pułapie. Znam tylko jednego piłkarza, który może się z nimi równać. Niedocenianego. Potraktowanego w Barcelonie jak śmiecia.
Wracając do meczu, Cris zawisnął w powietrzu, otwierając buzie ( :) ) wszystkim jego przeciwnikom i ludziom uważającym, że nie zasługuje na trofea, nagrody indywidualne, że strzela gole tylko słabym drużynom, że nie jest w stanie wziąć na swoje barki ciężaru gry w niesprzyjających okolicznościach, i otwierając piłce drogę do bramki bezradnego Davida. I wtedy byłam bliska płaczu. Nie dlatego, że Real wyrównał. Real jest jedynym klubem, któremu życzę prawie tak dobrze jak MU. Chciałabym, żeby to był mój finał. To moje prywatne El Clasico. Wzruszyła mnie reakcja Cristiano na gola. Pokazał, że piłkarz wcale nie musi być robotem. Pracownikiem. Zabójcą, który nie okazuje litości. Zaraz po trafieniu odwrócił się od bramki, powstrzymał kolegów przed świętowaniem i zaszkliły mu się oczy. Pewnie znowu doszukuję się czegoś, co chciałabym widzieć, ale jestem prawie pewna, że widziałam łzy w jego oczach. A to był dla mnie cios. Oto płacze piłkarz, który zaraz po odejściu z Manchesteru stał się mi obojętny. A przedtem był moim ulubionym zawodnikiem. Takim, którego kochałam czysto piłkarsko, którego podziwiałam i którym <jako mała chłopczyca> chciałam być w przyszłości i jako pierwsza dziewczyna grać w męskiej drużynie... Wraz z jego odejściem coś pękło, cała moja sympatia do niego zniknęła, a on stał się kolejnym świetnym piłkarzem w szeregu. Wiecie, ja to powinnam sobie dać spokój z piłką, bo za bardzo to wszystko przeżywam i biorę do siebie...
Real wciąż przyciskał. Zamykał Manchester na własnej połowie. Ograniczał. Ale co z tego, skoro był nieskuteczny? De Gea grał <ośmielę się powiedzieć> mecz życia w United. Jego obrony, często brawurowe, pokazywały, że Boss nigdy, przenigdy się nie myli i jeśli broni swojego piłkarza, to znaczy, że warto. Mimo tych wszystkich blokad obrońców, Real miał bardzo dużo okazji i to takich naprawdę groźnych. A David skapitulował tylko raz. Pokonał presję ciążącą na nim. Zabił ćwieka wszystkim tym, którzy wieszali na nim psy po jego kolejnych potknięciach w Premier League. Dał nadzieję United na dobry wynik. Imponował. He saves as he wants!
Zabłysnął także młody Dżonsik. Jego gra nie była oczywiście jakaś porywająca, ale wytrzymał napięcie. Grał naprawdę solidnie w meczu, który wielu zawodników przerósł. Pilnował i krył bardzo dobrze.
Patrice Evra... O jego grze w bieżącym sezonie można napisać książkę. Ten zawodnik ewoluował. Teraz oglądając jego grę, mam wrażenie, iż jest to zupełnie inny piłkarz. Dawno, dawno temu w polu karnym przeciwnika 'szukaj Evry w polu'. A teraz... Coraz mniej go na obronie, a więcej na ataku. Nawet w tym meczu grał bardzo ofensywnie w przeciwieństwie do większości kolegów z drużyny, którzy byli cofnięci. Ale ta strategia się opłaciła. Bramka strzelona Realowi na Bernabeu może być bezcenna w ostatecznym rozrachunku. Nawet na wagę awansu do kolejnej rundy.
Co mi psuje humor? Mój zbyt duży apetyt. Ta sytuacja Welbecka, kiedy piłka minęła o centymetry bramkę Diego Lopeza. Ta, kiedy Xabi Alonso wybił piłkę z niemalże linii bramkowej. Ta, kiedy po faulu na wychodzącym na czystą pozycję Evrze, Varane nie został ukarany. To, że Rafael po pierwszym faulu otrzymał żółty kartonik, a Ramos po swoich ośmiu przewinieniach zakończył grę z czystym kontem. Ale to są niuanse. Mało znaczące. Bo kto za dziesięć lat będzie o tym pamiętał? Chyba tylko ci, którzy widzieli to na własne oczy. Resztę zainteresuje jedynie korzystny dla United wynik.
Na samo wspomnienie tego meczu się cieszę. Postawa chłopaków, mimo że defensywna, była bardzo przyzwoita i ze starciu z wielkim Realem na jego wielkim stadionie wyszli obronną ręką. A cała otoczka tego spotkania, wszystkie emocje i piękno gry sprawiają, że już czuję to przyjemne podniecenie przed rewanżem w Teatrze Marzeń i dają mi nadzieję na jeszcze piękniejszy, czysty spektakl w wykonaniu obu drużyn. I na zakończenie mówię, że jeżeli Casillas nie wróci do gry na to spotkanie, jestem pełna nadziei, iż także zakończy się ono jednobramkowym remisem.
Dziwnie dużo Barcelony w tej relacji...
OdpowiedzUsuńWiesz, ja z tych kibiców http://bojan8barca.tumblr.com/post/43017500550/real-madrid-vs-manchester-united-i-dont-know i nie będę udawać, że mecz mi się podobał. Byłam cholernie ciekawa jak będzie wyglądał, więc użerałam się z pięcioma streamami w czterech różnych językach. I co? Dupa. Może jakbym lubiła styl gry Realu to byłoby inaczej. Tak czy siak była w szoku, że tak grający Manchester może być na szczycie angielskiej ekstraklasy. Miałam wrażenie, że grał tylko David. Btw. grał zajebiście! Dam jeszcze jedną szansę lidze angielskiej i poczekam na rewanż. Jeśli będą grali taki sam piach to nie mam najmniejszych wątpliwości która liga jest lepsza
P.S. A teraz mogę czekać na hejty xD Przynajmniej komentów będziesz miała więcej :P
Starcie drużyny angielskiej z hiszpańską raczej w większości przypadków jest jednostronne. Manchester postawił na kontrataki i ultra defensywne ustawienie. I to była słuszna strategia. Otwarcie się mogło się skończyć tragicznie. A przecież gol zdobyty na Bernabeu jest już i tak bardzo cenny. Real nie przeszedł nigdy do kolejnej rundy, gdy w pierwszym meczu u siebie zremisował 1:1. Wiem, wiem... Passy lubią się przerywać, ale to też mówi swoje o charakterze i jakiejś (jednak) słabości drużyny. Na Old Trafford możemy spodziewać się bardziej otwartej i mniej defensywnej gry United, co pewnie przełoży się na ciekawsze spotkanie.
UsuńJednak sam mecz, jego charakter i ten brak ciosów poniżej pasa, walki wręcz sprawia, że mogę mówić o pięknym widowisku.
Sorry, zapomniałam, że notoryczne gubienie piłki w 'pomocy' i rozpaczliwe bieganie w obronie to dobra strategia na hiszpańskie drużyny. Masz rację. Od lat o tym trąbią, a ja dalej nie mogę sobie tego zakodować w głowie - Zielona, pamiętaj, tylko autobus! Tylko autobus! Swoją drogą ten wyglądał wyjątkowo kiepsko... Może podpierzyli jakiegoś średniowiecznego pks'a z Polski? :D
UsuńAle dzięki temu de Gea mógł się wykazać. Ciekawe czy to dzięki mojemu "Boże, miej w opiece Davida" z samego początku meczu xD Chyba powinnam tak częściej. Zwłaszcza do Reiny. Nom.
Pod tym względem mecz nie był brzydki. Tego niecelebrowania bramki przez Ronaldo nie widziałam, bo stream akurat się przyciął, ale wierzę Wam na słowo. Ładne zachowanie :) Poza tym podobał mi się koleś, który fajnie oberwał w twarz przy okazji któregoś tam wolnego. Wyglądało to pięknie! Potem jeszcze piękniej gdy mi powiedzieli, że to Robin :P Akcja "Pepe wchodzi, Rooney schodzi" też była udana. Pośmialiśmy się trochę ;) Tylko sędzia mnie na końcu wkurzył...
Tak! PKS z Polski! Już to widzę *_* Chociaż w sumie to chyba nie PKS, tylko zwykły szkolny. To znaczy mój szkolny.
UsuńRzeczywiście sam wymiar gry był jednostronny, ale United grało skutecznie. A o to przecież chodzi. Po trupach, ale do remisu. Masz rację, mówiąc, że rozpaczliwie w obronie. Środek pola nie istniał. Ale strach pomyśleć, co by było, gdyby wszyscy ruszyli w pole karne Lopeza. Albo wyszli z pola Davida, chociaż on chyba by sobie przy takiej dyspozycji poradził ze wszystkim. Tylko najlepsze jest to, że nawet z taką nieumiejętną, rozpaczliwie niedokładną grą, wynik jest w niemal 100% pozytywny. :)
Lepsze jest składanie przysięg przed meczem. *w tym jestem doświadczona* Takie w stylu: " Jeśli Manchester wygra z Chelsea w tych rzutach karnych, które będą zaraz, to newa ewa nie zjem ryby pod żadną postacią."
Robin oberwał w twarz, bo mu chcieli zrobić operację plastyczną. ;> Ale musisz przyznać, że powitanie Giggsa na murawie było cudowne. I z 'pięknym meczem' jest jeszcze taka kwestia, że ja zawsze będę go bronić, bo czekałam na to spotkanie bardzo długo (nie grali razem od bodajże 9 lat) i nareszcie mam.
Nabijamy komentarzy. :)
red.alice
UsuńZapamiętaj jedno. Nawet jeśli wyrażasz swoje zdanie i wypowiesz coś złego na temat Barcy (piłkarz potraktowany jak śmieć w Barcelonie ... wiem którego masz na myśli i się zgadzam) to pamiętaj że zawsze wpadnie jakaś kibicka Nieskalanej i zacznie krytykować twój zespół, zamiast obronić z dobrze dobrymi argumentami swój. Krytyka to słowo nie znane w Katalonii ... zamienione jest ono na wyrazy takie jak ATAK i KOMPLEKS.
Dzięki za wsparcie, ale przecież wcale nie czuję się urażona komentarzami zielonej, wręcz przeciwnie- dużo wnoszą do dyskusji. W końcu każdy ma prawo do własnej opinii, nawet w kwestii Ibry i cieszę się, że nie wszyscy się ze mną zgadzają, bo byłoby nudno. ;)
UsuńI sądzę też, że żaden prawdziwy kibic nie jest w stanie przemilczeć docinki skierowanej w stronę jego klubu, a atak jest jak najbardziej naturalną reakcją.
;)
No wiesz, jak mecze Realu oglądam tylko te z Barceloną, więc... Manchester może czuć się wyróżniony :P Prawda jest taka, że El Clasico obrzydło już 99% kibicom, Barca - United też było kilka razy w ostatnim czasie, a spotkanie Real-MU jest czymś świeżym. Sama byłam ciekawa. Wciąż nie mogę przeboleć, że TVP tego nie puściło :/ Rewanżu oczywiście też nie będzie...
UsuńWbrew pozorom można się otworzyć i zagrać dobre spotkanie. Faktem jest, że Inter i Chelsea awansowały do finału dzięki superszczelnemu tirowi zaparkowanym w polu karnym. Tak grali z Barceloną i to im się opłaciło. Ale istnieją inne metody. Valencia z Emerym na ławce chyba nigdy nie sięgnęła do takich środków, nie cofnęła się. Z tego co pamiętam to zawsze miażdżyli nas pressingiem. Posiadanie piłki zazwyczaj było po 50%. Dawali radę. Grali otwartą piłkę i potrafili dobrze na tym wyjść. Athletic Bilbao to samo. Teraz oczywiście nie, bo zespół jest w rozsypce, ale dwumecz w Pucharze Króla czy słynny podwodny mecz na San Mames zakończony wynikiem 2:2. Tylko nie każdy zespół potrafi utrzymać piłkę w środku boiska. Niektórzy próbują i po 10 minutach przestają istnieć. To już inna kwestia.
Przywykłam. Od samego początku nabijam Wam komentarzy :P Jeszcze walentynkowy cykl mi został, więc będzie tego więcej. Btw. tak jak obiecałam napisałam ogłoszenie na swoim opkowym blogu
Oj ja cię! Mam pierwszego hejtera xD Ale fajnie :DDD
UsuńSłuchaj, kochana @znajoma. Nie lubię żadnej z tych drużyn i nie ukrywam się z tym. Można powiedzieć, że oglądałam ten mecz jako bezstronny kibic piłki nożnej (okey, bliżej mi do United). Po prostu wyraziłam swoje zdanie. Jak dla mnie Real był 10 razy lepszy. Tyle. Można jedynie wnieść poprawkę, że David de Gea zagrał genialny mecz i trzeci dzień z rzędu się nim zachwycam. Ewentualnie jeszcze sprawa wyniku, który jest korzystniejszy dla Anglików.
Sądzę, że Red.alice22 ma odrobinę poczucia humoru i nie odbiera moich komentarzy jako hejt. Czasami trzeba mieć trochę dystansu, ok? Grzecznie gadamy sobie o hicie Ligi Mistrzów ;) Wyluzuj.
Btw. Widziałaś kiedyś kibica "Nieskalanej" (jak to mówisz), który chwali Królewskich? :D Dziwnie mi z tym...
Dalej twierdzę, że otworzyć się na Old Trafford, a na Bernabeu to dwie różne rzeczy. Stracić bramkę jako pierwsi u siebie to pół biedy- ma się za sobą wsparcie dziesiątek tysięcy gardeł zachęcających do walki, a na wyjeździe- czy to na Bernabeu, czy Camp Nou, czy San Siro wręcz przeciwnie. To gospodarze pójdą za ciosem i strzelą kilka bramek, czyniąc sobie niezłą zaliczkę. A tego lepiej uniknąć.
OdpowiedzUsuńPrzy tak korzystnym rezultacie, rewanż zapowiada się bardzo ciekawie. Liczę na Giggsa od pierwszych minut (przynajmniej na tę godzinkę), bo jego, jeszcze chyba szybsze niż zazwyczaj, rajdy skrzydłami w tym sezonie wnoszą bardzo dużo do ofensywy. I to może być atut ;) [ObyniebyłoKagawy.]
A dziękujemy bardzo. I jesteśmy niesłychanie wdzięczne za całe wsparcie i zaangażowanie w promowanie bloga. Kochana zielona! *wylewna jestem*
:D
Nie ma problemu. Jak dla mnie. Widzę, że niektórym to przeszkadza, ale jakoś się tym nie przejmuję ;)
UsuńOczywiście masz rację. Mecz wyjazdowy a na swoim stadionie to dwie różne rzeczy. Dlatego napisałam, że ze swoim osądem zaczekam do rewanżu ;)
I nie ma czym, bo wszyscy kibicami jesteśmy i swoje racje mamy. Z tym, że każdy ma inną.
UsuńWszystko roztrzygnie się na Old Trafford, zatem życzmy sobie, aby po rewanżu apetyty były bardziej zaspokojone i oby było więcej bramek :)