No, ale ja tak w ogóle zaczęłam z dupy od samego końca. A gdzie tu pierwszy gwizdek, uściski dłoni kapitanów i najważniejsze... Gole. A przecież wszystko było, dosłownie wszystko, łącznie z debiutami.
Mecz sam w sobie był piękny, bo jak nazwać zwycięstwo 3:0 nad jednym z faworytów do kolejnego tytułu mistrza ligi angielskiej? Gdybym tydzień wcześniej usłyszała od kogoś " wygracie 3:0", ucałowałabym mu dłoń, a wynik wzięła w ciemno. No bo pomimo tej wysokiej wygranej z Benfica podczas Emirates Cup, była też minimalna i niezasłużona przegrana z Monaco i kolejna strata własnego pucharu (mógłby ktoś w ogóle zmienić zasady jego punktacji?). Jednak od pierwszej minuty tego meczu moje wszystkie wątpliwości zniknęły, bowiem gra czerwono-białych była fantastyczna. Płynność, dokładność i lekkość podań to, to co każdy piłkarski kibic chce oglądać. Na pierwsze gola, też nie trzeba było długo czekać, bowiem w 21 minucie piłkę do bramki skierował Santi Cazorla. Radość jaka zapanowała na stadionie była ogromna. Wembley wypełnił się naszym ulubionym "Oooh Santi Cazorla", a sam główny zainteresowany wpadł w ramiona Oliviera Giroud.
Kolejny raz futbolówka wylądowała w siatce w 42 minucie, a posłał ją tam Aaron Ramsey. (Tak, tak skończcie już te głupie gadki, że to jego wina, że zginął Robin Williams.) A trzeci gol? Kiedy Yaya Sanogo nie strzela 4 goli w jednym meczu wyręczyć może go tylko wspomniany wcześniej Giroud. I uważam, że takiego gola doceni każdy, nawet największa hotka jakiegoś piłkarza City.
W przeciągu zaledwie 60 minut mecz został rozstrzygnięty. A potem po kolejnych równie emocjonujących 30 minutach gry, nadszedł czas na odbiór tarczy, celebrację, podlewanie siebie szampanem i różne inne dziwne pomysły. A oto najwspanialsze momenty uchwycone obiektywami.
1. Radość Alexisa i Mikela. Nie ma nic lepszego niż radość aktualnego kapitana i nowego nabytku. A włosy Artety still perfect.
2. Tradycyjny pochód z szalikami. Kolejny dowód na to, że parafrazując w tych chłopakach jest DNA B... fuj! Arsenalu. Tak a propo: sama już nie wiem, który z nich chce bardziej wyglądać jak David Beckham, ale Aaron idzie w lepszym kierunku.
3. Tradycyjna focia z rąsi, tak zwana selfie. Tym razem w wydaniu Santiego i Nacho. I nie, to zdjęcie nie mówi: hej! Odchodzimy do Atletico! Ono mówi raczej: Zostajemy tutaj! Właśnie wygraliśmy!
4. Oblewanie szampanem. Kolegów, siebie, a potem jeszcze raz kolegów. Bo przecież takiego szampana nie można wypić przy prasie, a trzeba coś z nim zrobić. Flamini znalazł chyba najlepszy sposób na uczczenie rocznicy objawienia Ramseya...
ale i ten nie pozostał dłużny, a nawet zatrudnił do brudnej roboty Jacka.
5. Rozbierane zdjęcia w szatni. No może nie do końca rozbierane, ale rok temu miałam nadzieję, że skoro 4-te miejsce świętuje się w majtkach to mistrzostwo bez nich. Jak widać przeliczyłam się. I nie to nie tak, że chciałabym zobaczyć bez nich ich wszystkich. Tylko niektórych...
6. Selfie z pucharami. Kochamy je wszyscy, a zwłaszcza, kiedy robi je sobie Twój ulubiony piłkarz. No bo przecież nawet mimo kontuzji miał wkład w FA Cup, a bez tego nie byłoby tarczy, prawda?
7. Smutne miny byłych piłkarzy (czyt. zdrajców). Zwłaszcza kiedy masz możliwość ogladania ich po słownym prowokowaniu kibiców. Nasri, you've been bad boy....
8. Zdjęciach nowych nabytków. I to takich z uśmiechami na twarzach, bo w końcu przyszli do klubu, który (uwaga!) wygrywa. Czyż nie wygląda to pięknie?
9. No i na koniec. Drużynowe zdjęcia z trofeum i makietą. Na zawsze pozostają najlepszą pamiątką, a ponadto dostarczają setek ciekawych ujęć, dziwnych min, jeszcze dziwniejszych poz albo po prostu lejącego się szampana (na buty Gibbo?)
A na koniec jeden wniosek i anegdotka. Zacznę od wniosku: Gdyby Vermaelen poczekałby jeszcze jeden dzień z transferem do pewnego hiszpańskiego klubu, to wygrałby jeszcze Tarczę Wspólnoty z Arsenalem.
A teraz dowcip/ anegdotka. Uwaga niektórzy mogą wziąć za bardzo do siebie.
Jak to jest zamykać otwartego już szampana?
Nie, wiem. Zapytaj kibiców Liverpoolu, oni robią to co roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz