29 marca 2013

5 typów kibiców, których nienawidzę.

Jak zapewne się orientujecie, nasza reprezentacja ma za sobą już właściwie półmetek eliminacji do Mistrzostw Świata 2014. Co za tym idzie, aktywność kibiców naszych Orłów jest bardzo wzmożona. A ja? Cóż... Zacisnęłam zęby i Ukrainę obejrzałam. Jednym okiem, bo drugie biegało za matematycznymi wzorami w zeszycie. Całe szczęście, że transmisja meczu Anglii z San Marino niemiłosiernie się zacinała, bo musiałabym wykombinować też oko numer trzy. Mecz z San Marino postanowiłam sobie odpuścić. Wcale nie dlatego, że nie spodziewałam się emocji (te pościgi, te wybuchy...), ale niestety Steven Gerrard ukradł sto procent mojej uwagi wychodząc w pierwszym składzie na mecz Anglików z Czarnogórą (ah, ah, widziałyście bramkę dla Anglii? Gdyby Stevie i Rooney mieli dziecko, nazwaliby je Perfekcją.). Ale o tym meczu może innym razem, teraz natomiast chciałabym porozmawiać o zjawisku zaobserwowanym wśród fanów krajowej i niekrajowej piłki kopanej. Na warsztat wzięłam moich znajomych i tych, których rozmowy słyszy się czasami przypadkiem w autobusie, w kawiarni czy w pubie po meczu. Odkryłam, że kibic kibicowi nierówny. Jednych się podziwia za wiarę, dumne reprezentowanie barw narodowych czy klubowych, niezałamywanie się po porażce i umiejętność wystawienia konstruktywnej krytyki. A drugich... Drugich się, niestety, nienawidzi. Kim oni są?

1. Żony Lewego.
Każda z nas ma jakiegoś piłkarskiego idola. Każda z nas kiedyś marzyła, że będzie miała dziecko z Owenem, wybuduje piękny dom z Reiną i zamieszka w nim z Aggerem i Skrtelem. Jasne. Ja też. Ale fascynujące jest zjawisko pojawiania się jak grzyby po deszczu dziewcząt ogłaszających publicznie swe najskrytsze marzenia. Wygląda to mniej więcej tak:























Nie wiem, jak wam, ale mi byłoby trochę głupio, gdybym była panną Anną Stachurską i dowiedziała się, że fanki mojego narzeczonego życzą mi śmierci i planują zasadzkę na cmentarzu. Oczywiście nie jest to zjawisko odosobnione, dotyczące tylko Roberta Lewandowskiego. Ofiarami bardzo często są też piłkarze hiszpańscy, niemieccy, czy nawet mało popularny w młodzieżowych kręgach Steven Gerrard, któremu pewne stuknięte fanki budują ołtarzyki, śpią w jego koszulkach, piszą o nim wiersze i nazywają się Silene. 

2. Brendan OUT!

Malkontenci nie powinni zajmować się kibicowaniem, od tego można zginąć. Bo wiecie, jest taka sytuacja: w dalekim zamorskim kraju istnieje sobie klub, który ostatni raz stabilną tabelę wyników miał pięć lat temu, po czym został powoli poddany destrukcji przez złe decyzje zarządu, który zatrudniał złych trenerów, którzy kupowali złych piłkarzy... I tak oto znalazł się w pobliżu końca pierwszej dziesiątki tabeli. Zatrudniono nowego trenera, przemeblowano lekko skład. I to był największy błąd. Dlaczego? Bo kibice od razu zaczęli obiecywać sobie gruszki na wierzbie, Manchester United na tarczy i komplet punktów w każdym meczu. Niestety, na to trzeba jeszcze trochę poczekać, ale z tego zdają sobie sprawę nieliczni. Reszta tłucze talerze po każdym straconym golu, a po końcowym gwizdku i otarciu w czerwony szalik łez bezsilności, obowiązkowo loguje się w sieci i rozpoczyna kibicowską martyrologię: ''Aj aj aj, jakiż ja jestem biedny, że też mi przyszło kochać ten klub w czasach, w których są w nim same patałachy, musimy zwolnić pana XX, wypieprzyć pana YY, pan ZZ jest beznadziejny, życzę mu połamania nóg, a ten czarny to nawet dzieci robić nie umie, bo miał mieć troje, a podobno tylko jedno zrobił. Brendan OUT!''. No powiedzcie, czy taka osoba nie dostanie zawału po kolejnym przegranym meczu? Może czas zmienić hobby i zająć się układaniem puzzli?


*wszelka zbieżność osób i zdarzeń przypadkowa, wcale nie chodzi mi o Liverpool FC i jego polskich kibiców.

3. Kibicuję Barcelonie Madryt. 
-No cześć, widziałeś mecz?
-Jasne! Zawsze oglądam Gran Derbi i... wszystkie inne... Derbi.
-A podobało ci się bardziej jak Ramos strzelił tego karnego w końcówce? Mistrzostwo świata, tak przyłożył ze śródstopia, posłał tę futbolówkę na lewy słupek, aż Valdesowi rękę urwało, czy...
-No, super!
-...jak Messi popędził lewą flanką przez całe boisko, przełożył piłkę na prawą nogę i huknął w okienko?
-No, super!
-To komu ty właściwie kibicujesz?
-No, super!




4. Shity, Cwelsea i Loserpool.
A tego to nie zrozumiem nigdy. Wiecie, zakładacie sobie rano kulturalnie koszulkę ulubionej drużyny, bo akurat wieczorem gra mecz i chcecie ładnie wyglądać w pubie, krzycząc do telewizora zza kufla piwa. Chcąc nie chcąc, musicie wyjść tak na ulicę. I zewsząd słyszycie:

-To ile ten twój klubik ostatnio przegrał? 
-A gra tam trio z Borussii? Nie? Boże, co za szajs...
-LOL, KIBICUJESZ IM?!
Bo gdzieś w społeczeństwie, w którym żaden obywatel poniżej dwudziestego roku życia nie uświadczył międzynarodowego sukcesu lokalnej drużyny, w którym reprezentacja kraju nakłada podwójną warstwę antyperspirantu przed meczem z San Marino, bo poci się ze strachu, w którym Związek Piłki Nożnej nie ma z nazwą wiele wspólnego, narodziło się przekonanie, że każdy, kto ma inne zainteresowania niż my sami, jest gorszy i nie warto mieć dla niego szacunku. Nikt nie próbuje nawet zrozumieć i pojąć piękna kibicowania drużynie, która czymś musiała nas urzec, bo inaczej nie robilibyśmy tego, co robimy.  Cóż, nie bójmy się zakładać koszulek QPR, co nas nie zabije, to nas wzmocni. 

5. Kibic Wędrowniczek.
Zazwyczaj zaczynamy kibicować danemu klubowi w wieku cielęcym, obejrzenie pierwszego wżyciu meczu poprzedzając płaczliwym jękiem zawodu, że dziś nie ma dobranocki (nie śmiejcie się, wielcy tak zaczynali. Na przykład ja.). Kiedy już zahipnotyzuje nas atmosfera stadionu, wciągną ci śmieszni ubrani tak samo faceci biegający po trawce, zauważamy, że jeden z nich zdecydowanie się wyróżnia. Świetnie gra głową. Wysyła genialne podania. Perfekcyjnie wykonuje rzuty wolne. Ma ładne oczy. Nieważne. Ważne, że zaczynamy bliżej przyglądać się jego poczynaniom. Początkowo oglądamy mecze tylko dla niego, później stopniowo poznajemy resztę drużyny, trenera, rezerwowych, historię klubu, przyśpiewki i tak oto stajemy się pełnoprawnymi kibicami. Ale dane statystyczne pokazują, że faceci zdradzają średnio co trzy lata. Więc, dajmy na to, taki Ferdynand Bykowski najpierw zaczarował swoimi golami wszystkich kibiców swojego klubu, a później nagle zdecydował się na skok w bok bo odkrył, że lepiej mu w niebieskim. Co  robią kibice? Chowają koszulki z napisem ''El Dzieciak'' na plecach głęboko do szafy, bo takim śliskim materiałem źle zmywa się podłogę, więc cóż innego można z nimi zrobić. Co robią ''kibice''? Kupują barwniki w pasmanterii, wsadzają czerwoną koszulkę w niebieską farbę, nucą pod nosem ''blue is the colour, pam pam pam'' i zdają się nie rozumieć żalu kibiców poprzedniej drużyny pana Ferdynanda Bykowskiego, mało tego - żeby odeprzeć atak wymyślają Legendę o Kontuzji Kolana i inne tego typu historie. Gdzie sens, gdzie logika?

***

To by było na tyle, moje kochane czytelniczki. A czy wy macie jakieś kibicowskie osobowości, które w mniejszym lub większym stopniu was irytują? 

PS.: Na przekór zjadliwej treści powyższego wpisu chciałabym teraz polać trochę świątecznego lukru i życzyć wam wesołego oglądania wielkanocnej kolejki! 

23 komentarze:

  1. Przyjemnie się czytało ;) Mam jednak jedną uwagę, a właściwie pytanie co do punktu trzeciego. Po przeczytaniu jego nazwy pomyślałam, że masz na myśli tak zwanych pseudokibiców, ignorantów, czy jak ich tam zwać, którzy kibicują jakiejś drużynie, a nawet nie znają jej podstawowego składu, czy też mylą jej nazwę ;d Potem zastanawiałam się czy chodzi Ci o to, że nie można kibicować jednocześnie Barcy i Realowi, i tu bym się nie zgodziła, bo można. Jest to dziwne i nieczęsto spotykane, ale można darzyć sympatią obie te drużyny. Gran Derbi utrudnia sprawę, ale przecież liga hiszpańska, czy LM nie opiera się tylko na Gran Derbi i jak to mówią 'impossible is nothnig' A później zobaczyłam demota o sezonowcach, no ale przecież sezonowca raczej w jednej rozmowie 'wykryć' się nie da. Jako kibice sukcesu ujawniają się raczej dopiero po przegranym przez 'swoją drużynę' sezonie, gdy nagle zmieniają upodobania. Jestem ciekawa co konkretniej miałaś na myśli, będę wdzięczna za odpowiedź :D
    I jeszcze co do punktu ostatniego - mnie to co prawda nie dotyczy, ale chyba byłabym w stanie zrozumieć po części takiego kibica. Czasem miłość do jednego gracza jest tak wielka, że wybaczy się mu wszystkie posunięcia i pójdzie za nim w ogień ;) A po jego przejściu do innego klubu, pozna się ten klub i pokocha, a jeśli nie pójdzie się za swoim ukochanym zawodnikiem (na przykład takim od którego wszystko, czyli miłość do piłki, się zaczęło), a zostanie z jego pierwotnym klubem, to i tak zdarza się za nim tęsknić, a oglądając go w nowej drużynie po cichu mu (i im) kibicować. Oczywiście, co innego jeśli Twój ulubiony gracz zmienia klub co sezon, ale ogólnie chyba bardziej denerwuje mnie coś takiego, że tu jest się największym kibicem Ferdynanda Bykowskiego, nagle on decyduje się na skok w bok i co? ''Nienawidzę Cię Ferdynandzie, jak mogłeś mnie (i klub) zdradzić, nigdy Ci tego nie wybaczę'' :D
    Swoją drogą, bardzo subtelne nawiązanie do pewnego niebieskiego gracza :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt o Barcelonie i Realu to wszystko po trochu, uogólniając - bezmyślne podążanie za ogólnymi kibicowskimi trendami. Nie dziwię się ludziom, którzy zakochali się w tych klubach w czasach, kiedy święcą one największe tryumfy, bo to nic zdrożnego. Dziwię się natomiast tym, którzy lubią mówić, że są kibicami, nie wiedząc zbytnio, na czym to polega i, tak jak mówisz, nie znając połowy składu. A takich jest ostatnio mnóstwo, co samym klubom pewnie nie przeszkadza, bo tylko napędza machinę marketingową, ale innych kibiców pewnie troszkę razi :).

      Akurat sprawa Ferdynanda B. jest tu przypadkiem szczególnym, bo pan ten oszukał po prostu kibiców Czerwonej Drużyny, a później nagle wybrał się do Drużyny Niebieskiej i tam już został. A Kibice Wędrowniczkowie zdają się wymazywać z pamięci Czerwoną przeszłość, i żyć tylko Niebieską Teraźniejszością. Nie mówię, że nigdy nie popełniłam czegoś podobnego, bo też jestem lekko rozdarta, kiedy w Bundeslidzie ścierają się ze sobą dwie drużyny, które całkiem lubię dzięki jednemu z najwyżej przeze mnie cenionych napastników - Mario Gomezowi. Nie potrafię rozstrzygnąć, czy wolę VfB Stuttgart czy Bayern Monachium, więc zazwyczaj patrzę, komu bardziej pomogą trzy punkty i dopiero wtedy wybieram swojego faworyta takiego meczu ;). Ale to nijak się ma do zapominania o klubie w dniu opuszczenia go przez ulubionego zawodnika.

      Dziękuję za obszerny komentarz, pozdrawiam :)!

      Usuń
  2. Dzięki za wyjaśnienie ;) I tutaj jasne, zgadzam się z Tobą.
    Pozdrawiam również i wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. Wysyp 'żon Lewego' rozpoczął się podczas Euro i właśnie wtedy przestałam przeglądać kwejki, besty i inne demotywatory bo wszędzie mi wyskakiwał Lewy, aż bałam się że niedługo otworzę lodówkę, a tam będzie On O.o Oczywiście największe zjawisko jest wśród fanek piłkarzy hiszpańskich (bo wiadome dwa wygrane Mistrzostwa Europy, Mundial i do tego śliczne latynoskie buźki) które przekładają własną reprezentacje nad ich. Jakby mogły to by narodowość zmieniły. Czasami mnie aż mdli jak takie coś widzę. Ale ten fragment opowiadania powalił mnie na łopatki :D
    2. True. Tacy 'kibice' są strasznie irytujący. Bo kto im każe w ogóle być kibicem? Jeśli nie mają cierpliwości (a cierpliwość to podstawa dobrego kibica) to drzwi są z drugiej strony. Każdy klub ma swoje dobre i złe lata. Ale ważne aby te złe przetrzymać z wiarą w swój klub.
    3. Hahahahahahahahahahahah niezłe! Przypomina mi się tutaj moja znajoma z liceum która przez cały czas uważała że piłka nożna to głupota, a tu raz zaczęła na swoim profilu na fejsie najeżdżać na Cristiano Ronaldo tylko dlatego, że chłopak który się jej podoba jest kibicem Barcelony :D Każdy podryw nie jest zły ...
    4. To jest właśnie Polska! Niektórzy preferują zaścianek i żyją sto lat za murzynami. Myślą że jak komuś dowalą to są mega do przodu, a tak na prawdę tylko się kompromitują. Szacunek to słowo które powoli zanika w naszym społeczeństwie. Niestety.
    5. Osobiście na własnej skórze nie przeżyłam takiej 'zdrady' zawodnika więc nie mogę powiedzieć/wiedzieć co czują tacy kibice, ale takie zachowanie nigdy mi się nie podobało. A tym bardziej nie lubię jak wymyśla się głupoty na jego były klub aby wybielić zawodnika 'bo przecież biedny uciekł stamtąd bo by go zmarnowali!' -,-

    Wpis bardzo mi się podobał :) Piszesz w bardzo fajnym i lekkim stylu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się twój komentarz do drugiego punktu, zawarłaś cały sens kibicowania w jednej frazie. Cierpliwość, to podstawa dobrego kibica. Nie wiem, komu kibicujesz ty, ale domyślam się że robisz to całym sercem :)!

      Usuń
  4. Przeczytałam wstęp i już myślałam, że będziesz pisać o tych co wiecznie jedzą na meczu, albo nie potrafią usiedzieć na miejscu, albo rzucają się na wszystkie darmowe gadżety... Zczubaki kiedyś o tym pisali. Tzn to bardziej się odnosiło do kibiców siatkówki, no ale... :P
    O żonach Lewandowskiego się nie wypowiadam. To absolutnie nie mój temat, nie wiem jak gra, więc jego wyglądem też się nie jaram. W gronie znajomych też takich osób nie mam :)
    Zwalnianie trenera po jednym przegranym meczu jest chyba typową cechą Polaków. I Abramowicza. Ech, każdy chciałby efekty od zaraz. Już. Teraz. Natychmiast.
    Krążą plotki, że można kibicować i Realowi, i Barcelonie. Jak dla mnie to jest totalnie niemożliwe. Chyba że jest się tylko sympatykiem, a nie kibicem. Wiem, że nie o to Ci chodziło, więc przechodzę do podobnego przykładu. Wracałam sobie busem z jakiegoś tam konkursu (wszyscy obecni to z mojej szkoły) i na przodzie pierwszaki nawijają na temat piłki. Zboczenie zawodowe - zaczęłam się przysłuchiwać. Wałkują każdy klub z osobna i wreszcie padło na Borussię. "A to sorry, to im kibicuję. Borussii kibicuję! Pomyliło mi się". Ręce, nogi, cycki opadają...
    Czwarty przykład też znalazł odzwierciedlenie w rozmowie w busie. Któryś się odważył i powiedział "Liverpool" (zielone serce roście). Oczywiście śmichy chichy i wyzwiska. No sorry, młody nie będzie mi obrażał The Reds! "A masz coś do Liverpoolu? I jaka strefa spadkowa?!". Nom. Dzieciak jeszcze coś napomknął o wygranych derbach (-Wygraliśmy z wami ostatnio. - My czyli kto? - United.) i się zamknął.
    Sama jestem zmuszona oglądać Schalke dla Ibiego Afellaya (tzn. teraz sierota znowu nie gra, bo ZNOWU jest kontuzjowany ZNOWU na pół roku). Nati... jesteś tu, Nati? Ta to się boczyła rok na Fabregasa i dopiero po roku zaczęła oglądać mecze Barcelony. Z racji takiej, że Torresa częściej oglądałam w Fifie, a nie na Anfield, to jego odejście nie zabolało mnie tak jakoś szczególnie. Zdradę mogę jedynie Javiemu Martinezowi przypisać. Nie żebym miała tatuaż z jego nazwiskiem, cały pokój w jego plakatach i milion wierszy napisanych specjalnie dla niego. Po prostu świetny zawodnik z niego był. A teraz nawet w reprezentacji nie chcę go oglądać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kibicowania Realowi i Barcelonie jednocześnie, nie widzę tego. To tak,. jakby kibicować Liverpoolowi i Evertonowi, Milanowi i Interowi, Wiśle i Legii... Prędzej czy później takie rozdwojenie skończyłoby się wizytą w psychiatryku xD. No i zupełnie mija się z ideą kibicowania. Co innego powiedzieć: ''Lubię oglądać mecze Realu i Barcelony, bo grają ładny futbol.'', a co innego mieć koszulkę Barcy i plecak z herbem Królewskich [zdarzają się tacy delikwenci, zdarzają...].

      Na Liverpool ci młodsi kibice reagują niestety negatywnie. Ale już się powoli na to uodparniam, chociaż momentami jest ciężko, mam ochotę zniżyć się do ich poziomu i nawymyślać im wyśmiewając kluby, którym kibicują.

      A co do jedzenia na meczu... A to nie wolno :D?! Na ekstraklasie inaczej się nie da, trzeba zjeść... piwo przed wejściem na stadion... Szejm on mi.

      Usuń
    2. Nie mówię, że w ogóle nie jeść. Sama nieraz szłam na mecz Resovii i się śmiałam, że piknikowiec jestem xD To soczek, to drożdżówka, to wafelki... :P
      Nie przytoczę Ci tego dokładnie jak tam było (bo to nie ten tekst http://www.zczuba.pl/zczuba/1,90957,10492319.html ), ale chodziło o takich, którzy non-stop coś wpieprzają. To kidną keczupem z hot doga, tu nakruszą ciastkami, tu coś rozleją.

      Wiesz, mój brat kupił sobie ochraniacze z herbem Realu. A jest kibicem Bracy. Czemu tak? "No przecież w herb Barcy nie będą mnie kopać!". Ale po co kupił koszulkę Kaki, tego już nie wiem. On też nie xD

      Usuń
    3. Ej, ja rozumiem twojego brata! Z tego samego powodu ostatnio śliniłam się do trykotu Casillasa xD. U mnie to już jest syndrom zbieracza - nie sięgnęłabym chyba tylko po gadżety Manchesterów i Evertonu, na widok wszystkich innych oczy mi się świecą jak żel na włosach Ronaldo.

      Usuń
    4. Szczerze mówiąc trykotem Casillasa bym nie pogardziła :P Chociaż lepiej, gdyby był tam herb Hiszpanii, a nie Realu.
      Swoją droga u mnie w domu znajdziesz: koszulkę Liverpoolu, z której sprały się wszystkie napisy, jakoś 4-5 koszulek Barcy, dwa oryginały Liverpoolu, trykot Milanu z nazwiskiem Pato, koszulka reprezentacji Brazylii z Rivaldo na plecach, treningowa Anglii i Holandii, trykot La Furia Roja, trykot Resovii z Grzesiem Kosokiem na plecach i sama nie wiem co jeszcze.

      Usuń
  5. Punkt 1, tak. To znaczy, każdy jakoś zaczyna i nawet jeśli ma być od miłości do jakiegoś piłkarza to w porządku, zdarza się, z czasem mija, ale ja totalnie nie rozumiem tych wszystkich fanpejdżów na facebooku 'Hiszpańscy piłkarze - adoptujcie mnie'. POWAŻNIE. CO. Ja wiem, że to pewnie jest od gimnazjalistek dla gimnazjalistek, ale błagam, to nie ma sensu. Ne-ehe. W ogóle.
    Spróbuj być kibicem Barcelony - przegrane zdarzają się rzadko, ale jak już są, to na forum chcą sprzedać połowę składu. Jeden gorszy mecz Messiego? Sprzedajmy, póki coś wart. ;P Tak samo jak tego, nie ogarniam tych, którzy na kibicowaniu własnej drużynie skupiają się na obrażaniu reszty (ale tutaj sama się przyznam, że 'czwelsi' nie raz zdarzyło mi się powiedzieć, bo żywiłam do nich prawdziwą urazę po półfinale LM i poprawnej nazwy nie byłam w stanie wypowiedzieć, co nie. Ale nie na tyle, żeby obrażać kolegę kibica ;P).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziecie znowu sprzedawać Messiego, to ja chętnie rozbiję swoją skarbonkę-statek i skarbonkę-pamiątkę z Krakowa i kupię :D. Wielokrotnie miałam ochotę w duchu obrazić którąś z drużyn, ale takie brzydkie słowa nie przeszłyby mi przez gardło, no gdzież :D... Mam mnóstwo znajomych, którzy są kibicami Arsenalu i niekiedy dokuczają mi w sposób, o jakim wyżej wspomniała Zielona - pytają, kiedy ostatnio coś wygraliśmy, kiedy wskoczymy do top4... Najpierw się wkurzałam, później ignorowałam, a teraz śmieję się razem z nimi a na koniec dodaję ''Mówcie co chcecie, ja i tak kocham Liverpool.'' ;)...

      Usuń
    2. 1. No ale że dlaczego od razu dla gimnazjalistek?! a niektóre te fanpejdże obserwuję. No co! Czasami mają ładne zdjęcia.
      Ale z tym uśmiercaniem dziewczyn/żon to nie jest fajna sprawa. Jak już będę wag (ekhem) to nie chciałabym, żeby ktoś życzył mi śmierci, byłoby mi przykro.
      2. Tak jak napisała Shoot, ciężko jest też być kibicem Barcelony, bo zdarzy się potknięcie, a ostatnio kilka się takich zdarzyło i już wielka rozpacz i lament. Nie wiem, bo nie spotkałam się z opiniami, żeby sprzedać Messiego, wręcz przeciwnie, Messi zawsze jest bogiem, co czasami jest irytujące, bo nie zawsze ma mecze życia. A takim najbardziej niefajnym, i dla mnie osobiście bolesnym momentem to było obwinianie za porażki Tito.
      3. Nie, nie potrafię pojąć, jak można kibicować Barcelonie i Realowi. Razem. W tym samym czasie. Mój móżdżek jest zbyt ograniczony, nie ogarnia tego.
      4. Wyśmiewania i obrażania drużyn też nigdy nie zrozumiem. Ok, zdarzy mi się zaśmiać, czy pomyśleć coś nie do końca poprawnego, ale żeby tak oficjalnie, z głębi serca twierdzić, że któraś drużyna jest gorsza? Chyba nikt nie ma do tego prawa. ;)
      5. Ferdynand Bykowski zrobił mi dzień. ;) Do tego odnieść się nie potrafię, bo nie przeżyłam na własnej skórze tak poważnej zdrady i mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane tego doznać.

      Również Wam życzę wesołych, dobrych, piłkarskich świąt. :)

      Usuń
    3. Ja też obserwuję niektóre z tych stron na facebooku. No ale sorry, kto nie lubi Brody Alonso albo 'I was alive when Stewart Downing scored a goal' xD? Ale takiej fanowskiej strony kibicowania bardzo się wystrzegam, mimo że czasami mi się nie udaje i, chociażby przy kupowaniu koszulek, nigdy nie biorę czystej, zawsze wybieram taką z numerkiem Gerrarda na plecach. A to nie jest tylko domena dziewczyn, przecież chłopcy też czasami interesują się tylko jednym piłkarzem bo dobrze gra albo jego dziewczyna była na rozkładówce Playboya, i tylko dla niego oglądają mecze xD. True story!

      Co do Barcelony, nie bij, ale wydaje mi się, że kilka słabszych spotkań było kibicom potrzebne. To taki przesiew - niektórzy zagryzą zęby i zostaną z klubem pomimo to, a inni stwierdzą, że to nie dla nich i dadzą sobie spokój z kibicowaniem, albo przerzucą się na ligę turecką. Przegrany mecz przydaje się do zdefiniowania kibica.

      Dziękujemy za życzenia :)!

      Usuń
  6. Kocham Twoją gorzką ironię o pewnym zdradzieckim panu, który zamienił czerwień na błękit:) I zgadzam się, że kibicowanie jest trudną sztuką, co więcej, tylko dla nielicznych, którzy rozumieją istotę bycia kibicem.
    Dołączam się do grona osób, którym dokuczają za kibicowanie Liverpoolowi. Ostatnio też spotkałam się również z reakcją typu drwina, śmiech i politowanie, kiedy przyznawałam, że kibicuję też Barcelonie. Jak widać, nie każdy potrafi zachować swoje zdanie tylko dla siebie...
    Tobie i pozostałym Twórczyniom tego bloga również życzę spokojnych, rodzinnych Świąt. I dobrych wyników w tej świątecznej kolejce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z gorzkiej ironii używanej do opisywania tego pana nigdy się nie wyleczę, to był pierwszy (i mam nadzieję, że ostatni) facet, który mnie zdradził...

      Chryste, kto ośmiela śmiać się z tego, że kibicujesz Barcelonie? Żeby się z czegoś naśmiewać, trzeba mieć powód, a tu go w zupełności nie widzę... Nie ma co się przejmować ludźmi, którzy chcą się dowartościować kosztem innych ;).

      Dziękujemy pięknie za życzenia!

      Usuń
  7. Powodów podają też mnóstwo, aktorzenie zawodników Barcelony, samolubstwo w kończeniu akcji przez Messiego, wygląd Messiego (haha, to mnie rozwaliło, jak mi koleś zaczął opowiadać, jaki to z Leo karzeł i buc:)), zawodnicy, którzy powinni już dawno przejść na emeryturę (Puyol), śmiech totalny z Valdesa i jego interwencji...Dużo i długo by jeszcze wymieniać...
    Ale cóż, ludzi nie zmienisz:)

    OdpowiedzUsuń
  8. 1. Ah te dziecięce marzenia. Ale poważnie to myśle, że z tym zjawiskiem jest jak ze wszystkim dzisiaj, części z nich przerzuci się za rok na jakigoś piosenkarza/ aktora/ koszykarza albo znajdzie jego realne odzwierciedlenie i
    zacznie kibicować Bayernowi bo On też kibicuje, a część przeniesie zainteresowanie z piłkarza na klub. To, że dzieje sie to bardziej na widoku niż jeszcze 5 lat temu wynika tylko z tego że teraz wszystko dzieje sie na widoku.

    2. Nie od razu Liverpool tfu znaczy się Rzym zbudowano, tyle w temacie.

    3. Można kibicować kilku drużynom (osobiście jestem w związku małżeńskim od 8/9 roku życia z jedną, a mam trwający cztery lata krócej romans z drugą i ani rozwód mi się nie udał, ani próby zakończenia romansu ;)), ale kibicowanie Realowi i Barcy jest możliwe tylko jeśli jest się sympatykiem footballu jako sportu i wtedy to nie jest kibicowanie w pełnym znaczeniu, albo jeśli na football mówi się soccer i nie chcę tu nikogo obrażać, ale struktura
    rozgrywek za oceanem może i daje ligę z wyrównanym poziomem (w teorii) ale odbiera jeden z najpiękniejszych i najważniejszych elementów tej gry - derby. To rodzi niemożliwość zrozumienia, że istnieją drużyny, którym
    poprostu nie da się kibicować jednocześnie, nie i już.

    4. Sprowadzanie rywalizacji swojego klubu i jego największego rywala (musimy się zgodzić że takie zagrywki nie odnoszą się do jakiś tam drużyn, potrzebny jest element emocjonalny) do takiego poziomu jest obraźliwe dla wszystkich zainteresowanych. Teraz powinnam napisać, ja nigdy tak nie robiłam, ale bym skłamała. Miała kiedyś
    12 lat i najmniejsza wzmianaka na temat Barcy/Manu budzia we mnie komentarze na wspomnianym poziomie. Wyrosłam z tego, jestem w stanie dyskutować na argumenty o tych dwóch drużynach (inne kluby nie budziły i nie budzą we mnie na tyle negatywnych emocji) czy docenić indywidualne
    umiejętności Messiego, i tyko po przegranych Grand Derbi albo bitwie o Anglię siedzę sobie przed tv i zaciskam zęby żeby nie powiedzieć głośno tego co wstydliwie pomyślałam

    5. Sparawa Ferdynanda B., wciąż nie potrafię do końca na chłodno do tego podejść, czasami mam wrażenie, że moje uczucia względem niego są zależne od wahań ciśnienia atmosferycznego. Jestem jednak w stanie zrozumieć w tym
    przypadku obie postawy, a to z powodu dwóch dat. Pierwsza to lato 2005, i też subtelnie wspomniany pan ;), bo wciąż każde otwarcie okienka transferowego rozpoczynam dziękczynieniem, że niebieskooki (zawsze uważałam
    to za chichot losu, ze wszystkich kolorów one są niebieskie; co nie zmienia faktu, że śliczne ;) ) został tam gdzie powinnien i powtarzam sobie, że inny rozwój sytuacji nie wpłynął by na moje przywiązania klubowe, na
    szczęście nie musiałam sprawdzać. Druga to lato 2010 i odejście z Realu Raula i Gutiego i choć jestem pierwsza do obrony tego klubu przed standardowymi oskarżeniammi innych kibiców to wtedy byłam skłonna uwierzyć w to całe gadanie o kupowaniu drużyny, o braku tradycji bla bla bla. Bo nikt
    mi nie wmówi, że tych dwóch chciała odejść z klubu, jakoś przetrwałam ale to na klubie skupiła się moja złość, nie na nich, więc tak, mogę zrozumieć obie postawy. Pozatym prawda jest taka, że kibice nowego klubu też potrzebują powodu dlaczego nagle skandują imię zawodnika, którego przez X lat wygwizdywali, najłatwiej zrzucić winę na jego były klub.

    Bardzo fajny wpis i ogólnie pomysł na bloga.
    Wesołych Świąt i wygranej kolejki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To smutne, ale jeżeli tylko Polska nie będzie grała na najbliższych MŚ w 2014 roku, wszystkie te, których całym życiem dzisiaj jest Lewandowski, nie będą już o nim pamiętać. Mam tylko nadzieję, że tak jak każdy od czegoś zaczyna i kończy na przywiązaniu do klubu, tak i niektóre z tych dziewczyn zostaną przy Borussii i odkryją piękno kibicowania, które mimo wszystko jest troszkę ważniejsze niż piękno klaty Lewego :). Nie mogę powiedzieć, że sama nigdy nie byłam podatna na piłkarskie wdzięki, bo tak teraz przeze mnie krytykowany Torres zmienił w moim życiu na tyle dużo, że od zwykłego zauroczenia i nim i jego ojczystym językiem uzależniłam swoją przyszłość, trafiając do dwujęzycznej szkoły. Dzisiaj trochę się z tego śmieję, ale nie żałuję, absolutnie :).

      A co do kibiców przenoszących się za swoim zawodnikiem, to rozumiem ich w zupełności, o ile piłkarz nie skrzywdził wcześniej całego klubu, kolegów i fanów opowiadajac wierutne kłamstwa przed kamerami czy dyktafonami, próbując się jakoś nieudolnie wybielić. W czasie transferu Fernando miałam 15 lat i czułam się dosłownie zraniona, tak, jakby zostawił mnie i oszukał mój dobry kumpel.

      Kibicujesz Realowi i LFC :)? Bardzo nurtuje mnie jedna rzecz - jak tacy kibice odnoszą się do sprawy Xabiego Alonso? Chciałabyś, żeby wrócił na Anfield, czy jednak został w Madrycie?

      Usuń
    2. Xabi i jego transfer to temat na esej ;) Mogę Ci powiedzieć moje odczucia, bo wśród moich znajomych-kibiców, nie ma nawet jednej osoby, która podziela w pełni moje przywiązania klubowe. Jakoś tak jest, że jak ktoś kibicuje Realowi, to w Anglii bliżej mu do Chelsea i odwrotnie kibice LFC w Gran Derbi trzymają kciuki za Barcę. Analizując filozofię i tradycję to rzeczywiście Realowi bliżej do niebieskiej strony angielskich boisk. Ale co począć, z kibicowaniem jest jak z miłością, mało ma wspólnego ze świadomym wyborem i ciężko taki "wybór" wyjaśnić (chyba, że mówimy o drużynie lokalnej) ;) Ale wracając do wątku Alonso- nie było łatwo. Ile ja bezsennych nocy spędziłam próbując dojść do wniosku co ja właściwie czuje, to był pierwszy poważny kryzys w moim małżeństwie-romansie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Xabiego w białym byłam w szoku: A ten co tu robi, LFC gra jutro (oczywiście wiedziałam o transferze). Poza tym ja zawsze miałam słabość do środka pola; a żywię chroniczną nieufność do napastników (mówisz, że facet zdradza co 3 lata, idę o zakład, że 7 na 10 to napastnicy, to są dopiero wędrowniczki, dlatego nie do końca byłam zdziwiona Ferdynandem (tylko czemu z nieskończonej liczby klubów- Chelsea, czy jedna zasada: nie przechodź do rywala to naprawdę tak dużo?!), i dlatego wciąż nie do końca ufam deklaracjom Suareza, pożyjemy zobaczymy ;)), a duet Gerrard-Alonso to była poezja. Rozumiałam jego decyzję, w końcówce jego obecności na Anfield, Rafa praktycznie go nie wystawiał, a on chciał i mógł grać. No i jego podejście do LFC po odejściu, ala Mr Liverpool (jakiś czas temu jego żona umieściła na twitterze zdjęcie ich synka w koszulce Steviego, o mało nie padłam na zawał) Choć u moich znajomych (tych od LFC) przeważa opinia, że powinien albo przedłużyć kontrakt z Realem i na pytania o LFC odpowiadać: "Nie śledzę już PL, ale życzę im dobrze" albo pakować manatki i wracać (to zawieszenie pomiędzy, nie jest też łatwe dla fanów; ile można mieć nadzieję?; takie wywiady jak ten z grudnia, kiedy powiedział, że może wrócić... sama miałam ochotę nim potrząsnąć (zdecyduj się wreszcie!), on powinien rozumieć, że jest symbolem pewnego okresu w LFC, okresu kiedy przegrana w finale CL była porażką, teraz zakwalifikowanie się do rozgrywek byłoby sukcesem, i łatwo jest wierzyć, że jego powrót cudownie by wszystko odmienił (najlepszy na świecie środek pola znowu razem ;)), dlatego nie wolno tak zwodzić kibiców, nawet jeśli on sam tęskni do PL; to była jego decyzja (choć wymuszona okolicznościami) niech teraz się jej trzyma i pozwoli kibicom ruszyć dalej). Ci od Realu wręcz przeciwnie, przy całej (podobno, choćby wczoraj widać było jak gra Real bez niego na środku) głębokiej ławce, nie chcą słyszeć o jego odejściu . Na dzień dzisiejszy myślę, że pogodziłabym się z każdą jego decyzją; ale zobaczyć go jeszcze raz w duecie ze Steviem... chyba się rozmarzyłam ;) Poza tym myślę, że trochę mi łatwiej niż jednym i drugim, bo dla mnie on nigdy do końca nie został Blanco (once a Red, always a Red). Ale jestem wdzięczna, że nie poszedł do Barcy (ze względu na ojca i w ogóle) tego bym nie przeżyła, nawet nie chcę o tym myśleć.

      Mówiłam, że esej ;), a to i tak tylko główne wątki ;)

      Chyba zostałam nie zrozumiana też zaczynałam od zauroczenia piłkarzem (miłość do footballu jako sportu), najpierw był Ronaldo (czyt.Ronaldo Luís Nazário de Lima i tak stąd moja nieufność do napastników) potem Guti (stąd miłość do środka pola) i w końcu Stevie (stąd miłość do LFC, powód paniki w 2005, w 2007 już nie panikowałam, za bardzo pokochałam LFC, poza tym wierzyłam, że on potrafiłby odejść z klasą).

      Usuń
    3. On sam jest pewnie cholernie rozdarty, i próbując odgadnąć, co może myśleć, rozumiem go. Przecież, tak jak mówisz, nie ma patetyczności w stwierdzeniu 'once a Red, always a Red' - to szczera prawda i Xabi pewnie to czuje. Ale jest świetnym piłkarzem, i patrząc racjonalnie, niby czego ma szukać na Anfield? Miejsca w drugiej piątce tabeli? 'Oswajania się' z młodym trenerem? Z tym że on ma to szczęście, że jest chciany w obu klubach i bez względu na decyzję kibice będą go kochali.

      (piszę ten komentarz już pół godziny, co minutę zawieszając się nad akcjami w meczu z AV...)

      Ja ani przez chwilę nie pomyślałam, że Stevie od nas odejdzie, dopiero po jakimś czasie pojęłam, jak bardzo poważna była sprawa i jak blisko było...

      Usuń
    4. Może trochę ostro to zabrzmiało, z tą potrzebą określenia się raz na zawsze z jego strony, ja naprawdę go uwielbiam, dodatkowo uważam, że jest jednym z najlepszych środkowych na świecie i nigdy nie rozumiałam czemu jego ostanie dni na Anfield wyglądały tak jak wyglądały (brak gry). A kochają go w obu klubach, bo odejść trzeba umieć z klasą. Nie jak niektórzy (z nazwiska nie wymienię) co ogłaszając koniec kariery mówią o debiucie w 2007, grze w Realu (dlatego o ten transfer nikt nigdy nie pyta ;)), grze w Newcastle, Manu i Stoke, i o czasie, który dobiegł końca; a nie zapomniał pan o czymś?! chyba że ten debiut na podwórku miałeś (świeża sprawa- wciąż mi ciśnienie podnosi)

      Ja tylko pierwszą połowę obejrzałam, potem trzeba było się jajkiem podzielić z rodzinką ;) Ale nagrałam i idę teraz oglądać; co to jest jedna bramka, nie takie straty się odrabiało ;)

      Kibicowanie Realowi nauczyło mnie, że każdy może odejść (i czasami naprawdę z winy klubu) więc swoje wtedy przeżyłam. Ale w 2010 "zaspałam", może dlatego, że plotki o transferze Gutiego od kilku lat były sygnałem, że okienko otworzyli. Jak się okazało, że to prawda... , a dzień później Raul, mówiąc bardzo delikatnie- było ciężko; paradoksalnie to zamieszanie wokół LFC mi pomogło, mogłam (musiałam) skupić się na czymś innym.

      Usuń
    5. Mojego ciśnienia ten pan, o którym mówisz, nie rusza już od dawna... Czasami tylko na pocieszenie włączam sobie najgorszą piosenkę ever i odreagowuję, nucąc tego 'wonder boya' :D...

      A więc zapraszam na moje podsumowanie troszkę wyżej :). Pisałam prawie że na gorąco, chwilę po końcowym gwizdku.

      A jeszcze odniosę się do Suareza- jestem gotowa na jego odejście, ale nie jestem gotowa na to, co się z nami stanie bez jego skuteczności.

      Usuń