1.
Moi byli i obecni ukochani mężczyźni w komplecie. Nie, Rod się do nich nie zalicza. Carra czeka jeszcze na chwilę uwagi z mojej strony i zapewne dostanie ją po swoim ostatnim meczu, kiedy już uświadomię sobie, że będę musiała zrezygnować z mojego ukochanego rumuńskiego komentatora i oglądać mecze na Sky Sport, żeby widywać go regularnie. Stevena mam już za sobą i o tej autobiografii mogę powiedzieć tylko jedno - żałuję, że tak szybko się skończyła. Świetnie zrównoważyły ją za to patetyczne bzdury prosto z Torresolandii, bo jedyne uczucie, jakie wywołał u mnie tekst tej książki, to mdłości. Niestety, ale przeczytałam ją o kilka lat za późno.
2.
To co, majówka, dziewczyny? Mój plecak już czeka. A że w tym roku, dzięki maturzystom, mam aż dwa tygodnie wolnego, to na pewno urządzę sobie jakąś wycieczkę. Najpewniej zza biurka przed telewizor. Nawiasem mówiąc, moje powszechnie widoczne ''oznakowanie'' w postaci Liverbirda na wszelkich możliwych częściach garderoby, w końcu zaczyna przynosić skutki, bo mnie panowie zaczepiają na ulicy. Pierwszy krok w kierunku znalezienia idealnego chłopaka! Czekam tylko, aż średnia ich wieku trochę spadnie, czterdziestolatkowie to nie mój przedział. Wybacz, Carra.
3.
Moja ulubiona ostatnimi czasy rozrywka. Bo ciągle wygrywam.
4.
Wiecie, co to jest? Nie? To jest coś, co zaniosę mojemu chirurgowi plastycznemu i powiem: ''O, tak chcę wyglądać''. A mówiąc poważnie, to prezent od utalentowanej koleżanki, która zaraziła pasją rysowania i mnie. Pomijam fakt, iż podobno najpierw chciała ''ubrać'' mnie w koszulkę Barcelony... To w ręku to zapewne książkowa wersja mojego bloga, he he.
5.
Wchodzę na serwisy plotkarskie - on. Wchodzę na fora piłkarskie - znowu on. Otwieram lodówkę... Niestety, sałaty nie miałam. Ale czy to nie jest przesada? Powiecie pewnie, że kiedyś sama miałam na dysku jego zdjęcia liczone w tysiącach, że byłam pierwszą, która komentowała pojawiające się na ciachach artykuły z jego nazwiskiem, że dzięki niemu przeżyłam barwny i obfitujący w wiele radości związek z naszą rodzimą Ekstraklasą. A teraz mi się nagle odwidziało. No i pewnie miałybyście rację, bo przecież Lewy nic takiego nie zrobił ani Lechowi, ani kibicom, ani tym bardziej uprawiającym fangirling dziewczynom, przecież w żółtym też mu do twarzy. Ale ja, jako urodzony hipster, nie mogę zdzierżyć nadmuchiwania balonika przez media, nie mogę zdzierżyć tego, że w ostatnim meczu z Realem Robert, zamiast oddać Xabiemu, teatralnie chwycił się za twarz. Drażni mnie to, że jak pięć lat mówiłam, że jest niesamowity, to nikt mi nie wierzył, a teraz nagle wszyscy są lewandologami. Lewandykami. No, ekspertami od jego kariery. Panie Kucharski, konkurencja panu rośnie.
6.
Gotowi na finał? Ja jak najbardziej. Obejrzę go w babskim gronie i więcej będzie pewnie ploteczek, jedzenia i chichotania, niż kibicowania, ale w sumie czuję się przed tym najważniejszym meczem sezonu tak, jak do niedawna czułam się przed meczami Barcelony. Wiadomo, kto wygra, więc po co to oglądać. Oczywiście gol któregoś z Polaków zamieni datę 25 maja na święto narodowe, a wygrana zespołu z Monachium spowoduje niesamowitą rewoltę w gimnazjach i supermarketach, bo wszyscy chłopcy będą nagle chcieli być Robbenem, dziewczynki zakochają się w Riberym, a sieć Tesco będzie musiała przerobić trącący Chinami herb Manchesteru drukowany na piórnikach i zeszytach na coś, co chociaż będzie przypominać logo Bayernu. Nie, to nie jest oryginalna koszulka. To nie jest nawet moja koszulka. Ona pamięta jeszcze czasy, w których mój brat miał z wychowania fizycznego coś lepszego, niż tróję na semestr. A to było dawno, uwierzcie mi.
7.
Kończąc piłkarskie dywagacje powiem wam, że mój lektor w szkole językowej mi ostatnio wszedł na ambicję. Omawialiśmy formy gramatyczne opowiadania o swoich umiejętnościach i spytał mnie, czy to, że interesuję się futbolem, znaczy też, że sama umiem grać. No cóż, jak widać, kopię sobie od czasu do czasu... Że sezon się kończy? Bzdura, mój się dopiero zaczyna. Na własnym ogródku podwórku co prawda, ale gdyby ktoś potrzebował pomocy na działce, to ja i na wyjeździe mogę...
***
Chcecie się czymś podzielić, pogadać o ostatnich ploteczkach z piłkarskiego świata, ponarzekać na Lewandowskiego? Piszcie w komentarzach!
też mam Lewego w lodówce. XD Jeśli BVB przegra Sergiusz Ryczel tego nie przeżyje.
OdpowiedzUsuńRyczel będzie ryczał w niebogłosy, jak mniemam, mam tylko nadzieję, że nikt go do komentatorskiej dziupli nie dopuści xD. A Lewy z lodówki to już prawie potrawa narodowa...
UsuńTo jak? Bayern do Boju!! :)
OdpowiedzUsuńNo innego wyjścia nie widzę :). Polecam jeden kciuk trzymać za wynik meczu, a drugi za to, żeby tych nagle przyznających się do Bayernu fanek piszących sobie ''FCBM'' na nadgarstkach na długich przerwach w szkole było jednak trochę mniej.
UsuńWitaj Silene!
OdpowiedzUsuńZacznę od wszechobecnego Lewandowskiego, który zapewne tak jak nasza kadra narodowa w piłce nożnej czy siatkówce oraz Radwańska, będzie wielkim niewypałem w meczu finałowym. I chociaż przyznam, że nie lubię (ba! nienawidzę) Bayernu, to wiem, że to obecnie najlepszy zespół, który chce zająć miejsce mojej ukochanej Barcelony na piłkarskim Olimpie (czego ja się nawdychałam). Zdjęcie z lodówki jest przecudowne!
Po punkcie siódmym mogę się domyślić, że tak jak ja nie umiesz grać w piłkę. Chociaż muszę się przyznać, że przez ponad cztery lata grania w nogę na wuefie strzeliłam bodajże cztery gole. Jestem świetna:D
No i znowu wracam do Bayernu. Teraz muszę przyznać, że powinnaś się cieszyć z tego, że masz takie koleżanki, które chcą z tobą oglądać finał LM. Moje nie potrafią odróżnić nawet Messiego i Ronaldo, ale gdy Lewy strzelił cztery gole Królewskim stały się jego wiernymi fankami:/
Przekaż swojej koleżance, ze świetnie rysuje. Mogę się domyślić, że na tym rysunku o ty. Prawda? Dodam jeszcze, z ety pana Rudzkiego też narysowałaś cudownie.
Musiałabyś nosić "oznakowanie" z plakietką Bayernu. Wtedy chłopaki w twoim wieku by się za tobą oglądali:P
Zapewne znasz dobrze angielski, że umiesz grać w tą grą (punkt 3). Zazdroszczę ci.
Czy te książki z punktu 1są po angielsku? Ja niestety nie mam w swoim zbiorze żadnej biografii piłkarza. Ostatnio chciałam sobie kupić książkę o Messim, ale moja mama nie chciała mi pozwolić wydać 40 złotych, na coś o piłkarzu. Kolejna osoba w moim otoczeniu, która zna tylko Ronaldo.
Na koniec zadam ci pytania. Może troszkę osobiste, ale czytając twoje wpisy zdążyłam zauważyć, że chodzisz do klasy językowej. Dokładnie chodzi mi oto, czy uczysz się tam trzy czy cztery lata? Jest to dla mnie ważne, bo sama chcę do takowej iść. I czy nie żałujesz swojego wyboru?
Pozdrawiam, viva_la_vida. Mam nadzieję, iż mnie pamiętasz z poprzednich komentarzy.
PS. Piosenka brokenheart45 z poprzedniego wpisu jest cudowna. Chodzi mi o Nightwish "The Poet And The Pendulum".
Gratuluję czterech goli w ciągu czterech lat, ja w ciągu całego swojego życia stałam na bramce xD. Co do oglądania meczów ze znajomymi, to moi też nie przepadają za piłką, ale wystarczy zaproponować im odpowiednio dużo jedzenia i już są u mnie!
UsuńTak, biografie są po angielsku, gdyż ponieważ albowiem nikt ich na polski nie przetłumaczył. Poza tym, lubię czytać autobiografie w oryginale, bo czytając przekład nie ''czuje się'' idealnie autora. Poproś o książkę o Messim na jakąś okazję - Dzień Dziecka się zbliża, ot chociażby to może być dobrym pretekstem :).
Tak, to prawda, uczę się w klasie dwujęzycznej z hiszpańskim. Tok nauczania jest czteroletni, w ciągu pierwszego roku mamy tylko osiem przedmiotów, w tym osiemnaście godzin hiszpańskiego tygodniowo. Później dochodzą zajęcia z native'ami - geografia, historia i literatura Hiszpanii. dodatkowo jako rozszerzenie masz angielski i geografię. Po czterech latach zdajesz maturę - możesz wybrać sobie taką hiszpańską, na której oprócz języka zaliczasz wszystkie hiszpańskie przedmioty. Później jest ona liczona na uczelniach w systemie punktacja x 4/3. Cztery lata w liceum są fajne, przedłużenie dzieciństwa.
PS.: Brokenheart dziękuje za uznanie :).
Ja też prawie cały czas stoję na bramce. Wyjątki są wtedy kiedy gramy 3 dziewczyny + 1 chłopak i wtedy on stoi na bramce.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że odpowiedziałaś na moje pytanie. Coraz bardziej chcę wybrać się do klasy dwujęzycznej hiszpańskiej albo angielskiej. Jednak myślę, iż ten pierwszy wybór jest o wiele lepszy.
Jeszcze raz pozdrawiam i gratuluję prawie 8500 odwiedzi na stronie. Niedługo będziecie obchodzić 10000:)
viva_la_vida
Witam Cie Silene!
OdpowiedzUsuńDziś odwiedziłam Twojego bloga przez przypadek (jak się teraz okazało szczęśliwy). Wszystkie wpisy czytałam z uśmiechem na twarzy i chyba od dziś zacznę Cię nazywać Stanowskim w spódnicy :).
Co do Roberta tak jak i wszystkich normalnych kibiców mnie też to doprowadza do szału. Ale prawda jest niestety taka, że sezonowcy byli, są i niestety będą. Mnie chyba najbardziej śmieszyły komentarze "kibicek" podczas Euro 2012 na temat gry Leo Messiego w reprezentacji Hiszpanii :D.
Życzę powodzenia w dalszej pracy nad blogiem. Ze swojej strony mogę obiecać, że od dziś będę częstym gościem.
hilde79
Do Stanowskiego mi daleko, przede wszystkim o cztery lata za stara jestem - on zaczynał już w wieku czternastu lat, i to w Przeglądzie Sportowym, a nie na UniLiverCity :D...
UsuńAhh, Messi w Hiszpanii i ''Lewandowski gra w Niemczech? Przecież to Polak!''. Klasyk!
Zapraszamy, cieszę się, że ci się spodobało :)! Pozdrowienia dla starej ekipy ciachoczytelniczek :D!
Jeśli chodzi o Krzyśka to nie bądź taka skromna :).
UsuńDziękuję, miło, że ktoś kojarzy po nicku :*
Chciałabym zobaczyć Twoją minę, gdy jednak się okaże, że Bayern nie wygra LM xD
OdpowiedzUsuńWiesz, z racji matury robię rzeczy, na które normalnie bym nie wpadła. Dzisiaj np przewaliłam Twittera w poszukiwaniu miłośników Lewandowskiego za granicą. Hiszpanie, a konkretniej Katalończycy, bardzo polubili Lewego. Najfajniejsi fani z Azji też nie zawiedli - ot, taki fanklub z Indonezji (Robert wie gdzie jest Indonezja?). Potem znowu Hiszpania, USA, Francja... Chyba jest sławny. Czy coś.
Ciiicho, Bayern wygra xD. Jak nie, to idę na kolanach do Liverpoolu w ramach dziękczynienia za uchowanie przed Bayern-boomem.
UsuńDobra! Publicznie złożyłaś deklarację, więc potem nie ma, że boli
UsuńRozumiem, że idziesz ze mną, żeby przypilnować, czy nie oszukuję ^^? A później wycieńczone padniemy pod Melwood, będzie jechał Steven swoim porsche 911 turbo, zlituje się, zabierze nas ze sobą, i no. Ten. Reszta po 22:00.
UsuńDziewczyny jak ja wam dziękuje za to że ujawniłyście przede mną tą boską istotę jaką jest Steven !! I dzięki wam spojrzałam na niego z całkiem innej perspektywy.. Chyba się zakochałam !
OdpowiedzUsuńChyba wygrałaś tytuł najlepszego komentarza roku :D. Nie wiem, ile w nim ironii a ile prawdy, ale cieszę się mimo to. Tak czy inaczej Gerrard jest postacią nietuzinkową w świecie futbolu, a prywatnie przystojnym i ciekawym facetem. Cóż mogę rzec, jaram się, że się jarasz, siostro :D!
UsuńHAhaha,zero ironii sama prawda :)
Usuń