05 maja 2013

Podeprzyjcie powieki zapałkami i przeczytajcie: Liverpool 0:0 Everton.

Ledwie żyję, ale żyję. Niby głupie dziewięćdziesiąt trzy minuty siedzenia na tyłku i gapienia się na kilku dobrych piłkarzy i kilkunastu inwalidów, a i tak jestem wycieńczona.

W ten oto sposób kibice Liverpoolu dziękowali kolegom zza rzeki za wsparcie w sprawie Hillsborough. To naprawdę niesamowite- mimo iż niekiedy na boisku w czasie derbów jest ogień, to kibice szanują się i są w stanie udzielić sobie wzajemnego wsparcia. Ale na tym kończą się pozytywy tego spotkania.
Wyszliśmy na mecz składem, który od ostatniego tygodnia nie uległ żadnej modyfikacji. Wyszliśmy, mając w pamięci frajersko stracone dwa punkty w poprzednim spotkaniu, kiedy to najpierw nie utrzymaliśmy prowadzenia, a później, kiedy wydawało się, iż losy meczu jednak się odwrócą, sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej przez Luisa Suareza bramki. Wyszliśmy na derby po raz ostatni ze składem zawierającym Carraghera, dla którego był to trzydziesty mecz przeciwko Evertonowi. I zaczęliśmy od faulu Gerrarda w środku pola. 

Myślę właśnie, czy opłaca się omawiać chronologicznie przebieg spotkania, w którym nikomu nic się nie chciało. Nie, nie opłaca się. Więc może po prostu usiądziemy sobie jak starzy, dobrzy znajomi i poplotkujemy o kilku najważniejszych sprawach?

1. Najlepszy zawodnik w czerwonym trykocie. 
Szczerze mówiąc, waham się bardzo. Niestety, nie z tego powodu, że mam zatrzęsienie kandydatów. Po prostu nie wiem, czy większe wrażenie wywarła na mnie waleczność Gerrarda, czy może stalowość Aggera. On jest kuloodporny, mówię wam. Śmiem twierdzić, że gdybym była ze dwa lata młodsza i w dzisiejszym meczu widziała Stevena po raz pierwszy, zakochałabym się bez pamięci w jego precyzyjnych crossach do Sturridge'a, inteligentnych faulach, pracy w defensywie i pięknych oczach. Ewentualnie jeszcze w zgrabnych udach. I może... No, pomińmy to. Natomiast dodać do tych peanów możemy jeszcze jego rzut wolny z trzydziestej drugiej minuty, któremu dosłownie centymetrów brakowało do transformacji w wyjątkowej urody bramkę. Ehh, gdyby ktoś mógł przed każdym meczem wmawiać naszemu kapitanowi, że zaraz wyjdzie na Everton... Malutkie plusiki postawiłam też przy nazwiskach Lucasa i Coutinho, bo ten pierwszy naprawdę wreszcie obudził się z porekonwalescencyjnego letargu, drugi natomiast może grać z uciętą nogą, a i tak będzie błyszczał geniuszem. Zastanawiam się, co zrobić z Carragherem, ale po znajomości chyba też zaliczę go do Grupy Tych, Którzy Jakoś Tam Jednak Grali. W końcu dostał niesamowicie trudne zadanie, gdyż w polu karnym musiał przedzierać się przez gąszcz włosów Fellainiego. Krył go raz lepiej, raz gorzej, ale przeżył, więc punkt dla niego. 

2. ''Niezłe centry Enrique'', Glen Johnson i inni przegrani.
Nie mam pojęcia, gdzie komentator widział tę ''niezłość'', ale na pewno nie w celności tychże podań. Gra Jose naprawdę dzisiaj bolała, i to bardzo. Nie wiem, czy ja za dużo od niego wymagam?
Glen za to dzisiaj w ogóle pozostawał poniżej krytyki przez całe spotkanie. Był ogrywany przy każdej możliwej okazji, psuł wypracowane przez kolegów akcje, i w ogóle dajcie mi Kelly'ego. Kolejna Złota Malina futbolu wędruje dziś do Sturridge'a. No bo kto to widział, być tak samolubnym w takim meczu? Panie, popisywać to się pan możesz z Newcastle przy stanie 6:0. Poza tym, czas chyba powtórzyć naszą mantrę: brakowało wykończenia.

3. Zmiany, zmiany.
Najpierw Borini za Hendersona, później Skrtel za Downinga, co w efekcie dało ustawienie przed bramką Reiny trzech obrońców ze Słowakiem w środku i przesunięcie Glena i Jose na skrzydła. Cieszę się, Brendnan, że jesteś optymistą, ale ta dwójka naprawdę do niczego się dziś nie nadawała. Oczywiście spuściłabym na to zasłonę milczenia, gdyby zaproponowane przez trenera zmiany były dla nas korzystne. Jednak Borini, po obiecującym początku z ubiegłego tygodnia, nagle zapomniał, że toto okrągłe czarno-białe   się kopie i sprawiał wrażenie dziecka wpuszczonego do sklepu z zabawkami - był tak oszołomiony, że nie wiedział, gdzie biec najpierw. Chyba czas powiedzieć już, że brakuje nam Suareza, prawda?
Podejrzewam, że Delfina była dziś najszczęśliwszym dzieckiem na świecie - tylu pajaców na jednym boisku na raz...

4. Fellaini. 
Wybaczcie, ale ja czuję się troszkę pokrzywdzona. Jakbym sama od niego łokciem z pięć razy dostała. Bo pracował, oj pracował nieprzepisowo. Niestety, nikt tego jakoś nie zauważył, ale czy to pierwszy raz?
A mówią, że to Suarez jest brutalem... Nawiasem mówiąc, powiedzcie, jak to zrobić, żeby podkraść Evertonowi Jagielkę. Niesamowity instynkt, bardzo przyjemnie patrzyło mi się na jego grę w obronie. A skoro już jesteśmy przy obronie i niesprawiedliwym traktowaniu, to należy chyba wspomnieć o sytuacji z pięćdziesiątej piątej minuty, kiedy Distin strzelił bramkę, która została przez sędziego nieuznana z powodu faulu, otóż ten sam zawodnik podobno oparł się o Carraghera. Podobno, bo gdyby mnie wzięto na tortury, powiedziałabym, że przewinienia nie było, ale cii, nikomu nie mówcie. 

Na koniec, starając się przepędzić jakoś ten pomeczowy marazm, chciałam pokazać wam najbardziej profesjonalną wymianę zdań, na jaką było stać dwie największe kibicki LFC w Polsce tuż po końcowym gwizdku.


8 komentarzy:

  1. Tak mnie nosiło, bo nie mogłam oglądać meczu (nawet nie znałam wyniku... do pewnego czasu - dzięki, Dolenka!), a tu się okazuje, że nic wielkiego mnie nie ominęło. Ba! nawet Henduś dzisiaj grał jak zawsze, gdy na niego patrzę.
    Delfina rzeczywiście wygląda na wniebowziętą. Podpis do obrazka oczywiście bezbłędny xD Ale ten garniak Luisa... no, niczego sobie.
    Podanie Enrique noga-twarz baaardzo efektowne. Szkoda, że go nie otrzeźwiło :/

    OdpowiedzUsuń
  2. To mnie boooooolało...Tak się napaliłam na ten mecz, że szok. Przecież powinnyśmy zmieść Everton z powierzchni Anfield już w pierwszych minutach. I tak mi się zdawało, bo zaczęliśmy nieźle, a potem było już tylko gorzej. A Dolenka o mało nie usnęła. Mało chęci do gry, mało celności, mało ducha walki, mało wszystkiego. A szczególnie mało Luisa, coś czuję, że on by naszarpał tych niebieskich ludków...(skojarzenie z gryzącym Luisem niezamierzone). A tak miałam go tylko w chwilach, kiedy uprzejmy pan operator skierował kamerę na lożę vipów.
    Komentowanie dzisiejszego meczu też nie powalało, jakoś nie mogę się przekonać do pana Pełki, który inaczej niż jego imiennik pan Rudzki jeszcze chyba nie pojął do końca, co to znaczy dobrze komentować mecz angielskiej piłki.
    W każdym bądź razie remis, bez bramek i bye bye możliwość przegonienia Evertonu w tabeli, nie mówiąc już o miejscu premiowanym do gry w europejskich pucharach. Z tym drugim już dawno się pogodziłam, ale fakt, że Liverpool będzie niebieski, wywołuje u mnie dziwną reakcję i chęć zaciśnięcia dłoni (i to mocno) na czymś niebieskim.
    Plusy meczu? Jak pisałam Zielonej w smsowej relacji, Steve G nadal jest piękny. I to jest prawda niezmienna, ponadczasowa i wieczna. Czy tylko ja zauważyłam, jakie ma seksowne zmarszczki wokół oczu, kiedy się śmieje, lub przeciwnie, mruży oczy ze złości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przed meczem obstawiałam wynik 2:1 bo wiedziałam, że derby nie należą do najprostszych gier. Czyli zakładałam i błędy i sporo szczęścia po naszej stronie licząc, że Coutinho w końcu zarazi się samolubnością od Sturridge'a i strzeli coś sam.

      Ahh, pan Pełka i ''Duńczyk to jest stalowy mężczyzna''... Mi nie przeszkadzał zbytnio, dwaj Przemkowie w duecie są do strawienia, na pewno o wiele lepsi niż rumuński sopcast, a to już jest plus!

      Coś niebieskiego? Zaciśnięcie dłoni? Gardło Torresa :D!

      Stevie G zawsze piękny będzie i być musi. Jest piękny jak twoje nowe opowiadanie o nim, które niedługo zaczniesz pisać, prawda?

      Usuń
    2. Gardło Torresa? To jest to! Dlaczego sama na to nie wpadłam, no dlaczego? Niemyśląca ja...
      Nowe opowiadanie? Czy ja o czymś nie wiem:) Kochana, ja tu myślę nad zakończeniem tych, co mam zaczęte i zakończeniem kariery blogowej, a Ty mi tu wyjeżdżasz z pomysłem na nowe:)
      Dolenka

      Usuń
    3. No chyba żartujesz. Carraghera jakoś przeżyłam. Ale co za dużo to niezdrowo :(.

      Usuń
    4. Carrę będziesz mogła teraz słuchać jako komentatora sportowego:)

      Usuń
  3. Z tych fragmentów, które oglądałam, to co Distin robił w obronie to ja nie mam pytań...
    Agger się spiął jeszcze bardziej, bo pewnie wie, że zamówiłam sobie z nim koszulkę :P
    Dla mnie Glen MOTM, bo jako jedyny ściągnął koszulkę po meczu. A tak serio to w ciągu tych kilku minut, które obejrzałam, to Gerro mnie porwał. Za to Sturridge działał mi na nerwy.
    Czekam, czekam, czekam niecierpliwie na Kelly'ego (równie niecierpliwie czekam na jego wizytę u fryzjera), może wreszcie Glen zepnie dupę, bo ostatnio gra piach.
    Bardzo chciałam wygranej w ostatnich derbach Carry, no, ale wyszło jak wyszło i coraz boleśniej odczuwam perspektywę emerytury Jamiego... :<

    p.s. Fabio bardzo przeprasza za swój słaby występ i obiecuje, że się poprawi. (Kochany, prawda?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Distin pod koniec działał, a wcześniej Jagielka zablokował dwa stuprocentowe strzały, bó.

      Sturridge działa ci na nerwy? Bo co, bo jest czarny :(?

      Ja to w ogóle obstawiałam, że Carra jeszcze w tym sezonie strzeli gola. Gdyby był Suarez to zaraz pomachałby trochę rączkami i zrobił mu karnego, a tak to wcale nie jestem pewna, czy moje życzenie się spełni...

      Fabio jest kochany, ale niestety i tak potrzebujemy napastnika. Napadziora. Egzektutora. No wiesz.

      Usuń