A.
Ala.
Współprowadząca bloga, czyli Red.Alice. Poznałyśmy się poprzez wzajemne komentowanie naszych pierwszych blogów. Przyznam szczerze, wtedy czułam między nami element rywalizacji, bo obie dostawałyśmy podobną ilość uwagi czytelniczek, poruszałyśmy podobne tematy, miałyśmy podobny styl. Zaczęłyśmy rozmawiać już po mojej rezygnacji z poprzedniego bloga i -z ręką na sercu- warto było to zrobić tylko dlatego, żeby Ala później znalazła drogę kontaktu ze mną i spytała, co mi, do stu tysięcy bromance'ów Evry i Suareza, do głowy strzeliło, żeby znikać z blogowego światka.
B.
Bayern Monachium.
Cóż tu dużo tłumaczyć, chyba każdy, kto kiedykolwiek interesował się Budesligą w czasach, kiedy Lewandowski przewracał się, biegnąc po linii prostej (wiele się nie zmieniło...), wie, że nie da się uniknąć sympatyzowania z jedynym FCB, który dam radę oglądać dłużej, niż pięć minut.
C.
ciacha.net
Odkryte w okolicach roku 2008. Chyba niedługo zacznę ubiegać się o jakieś odszkodowanie z tytułu ubytków w mózgu, jakie pozostawił po sobie ten serwis. Kiedyś byłam normalną, lubiącą oglądać mecze dziewczyną. Później nagle weszłam na ten portal i odkryłam, że nogi piłkarzy nie są do biegania, tylko do podobania się dziewczynom, że nie zdejmują oni koszulek po meczu, żeby się nimi wymienić, tylko żeby fanki mogły sikać z radości na ich widok, że nie chodzą oni cały czas w stroju piłkarskim, tylko mają tysiące stylizacji tylko po to, żebyśmy miały o czym plotkować, no i że połowa ich zarobków pochodzi z reklam, a nie z premii za mistrzostwa. I nagle sposób patrzenia na zawodników zmienił mi się o sto osiemdziesiąt stopni. Z tego miejsca chciałabym przeprosić wszystkich piłkarzy, których doklejałam do mojego zdjęcia i z którymi swój ślub planowałam, to musiało być dla nich bardzo bolesne.
D.
Dudek.
Wszystko zaczęło się od niego, a właściwie od mojego taty, który kiedyś położył pilot od telewizora na górnej półce, żebym nie mogła go dosięgnąć, i powiedział, że albo teraz oglądamy mecz, bo przecież Polak w finale Ligi mistrzów gra, albo idę spać. No to oglądałam. Ah, to były te piękne czasy, w których na bazarku można było kupić koszulki Liverpoolu z wszystkimi możliwymi nazwiskami, mało brakowało, a zaczęliby robić takie z Żurawskim i Żewłakowem, też pewnie by się sprzedawały na fali popularności klubu Polaka-bohatera.
E.
Everton.
Przyznam szczerze, że nigdy nie udało mi się wykrzesać choć krzty prawdziwej nienawiści do tego klubu. Zawsze derby Merseyside budziły większe emocje od pozostałych meczów, ale pozostawały raczej ciekawostką, niż bitwą. Cóż, niestety, w kwestii nienawiści to Manchester United dzierży palmę pierwszeństwa.
F.
Fernando Torres.
Pierwszy i jedyny mężczyzna, który złamał mi serce. Jego okres świetności przypadał akurat na czasy, kiedy ja wkraczałam w bardzo zobowiązujący wiek gimnazjalny. Zobowiązujący do robienia największych głupot w życiu, oczywiście. Jedną z nich na pewno było zaufanie Torresowi do tego stopnia, że udało się mu nabrać mnie tuż przed transferem. Ale nie powiem, że był to bezowocny romans. Nie wiem, jak wielką moc miały jego tamtejsze blond pióra, lecz wystarczyło jej, by nakłonić mnie do nauki hiszpańskiego... Mówiłam, że to był okres robienia największych głupot.
G.
Gomez Mario.
Moja... poczekajcie, policzę... czwarta piłkarska miłość. Podczas Euro 2008 byłam z niego cholernie niezadowolona, nie znosiłam go i miałam ochotę wystrzelić w kosmos, żeby poszukał wszystkich piłek, które posłał tam, zamiast trafić w bramkę z trzech metrów. Ale później koleżanka pokazała mi pewne zdjęcie. A ja wrażliwa na piękno jestem...
H.
Hiszpania.
Kraj niby piękny, futbol niby porywający, a do mnie jakoś nie trafia. Zawsze miałam ciągoty do tego języka, muzyki i do Torresa. Ale nic poza tym. Niestety, w przypadku tego ostatniego, nasiliło się to do tego stopnia, że -chcąc zrozumieć jego wywiady- wybrałam się do dwujęzycznego liceum wbrew wszystkim i wszystkiemu. Niby nie żałuję, fajnie znać język, ale ludzie nie przestaną na mnie patrzeć krzywo dopóty, dopóki będę się upierać, że zamiast wyjeżdżać do Hiszpanii na wakacje, wolałabym Anglię. Półwysep Iberyjski i jego mieszkańcy, z którymi styczność mam praktycznie codziennie, bardzo mi spowszednieli. Ale po reakcjach dziewcząt w szkole, które piszczą na widok moich hiszpańskich nauczycieli, widzę, że jestem ze swoimi odczuciami zupełnie odosobniona.
I.
Istambuł.
Co tu dużo pisać. Mecz-legenda, obejrzany już na pewno dwucyfrową liczbę razy, najlepszy poprawiacz humoru i jednocześnie wzruszacz na świecie.
J.
Jagiellonia.
Czasami nachodzą mnie myśli, że to nie fair, iż z lokalną drużyną mam tak niewiele wspólnego i postanawiam to zmienić, ale na postanowieniach się kończy.
K.
kulka177 (pewnie zgubiłam jakąś siódemkę, wybacz, Patrycjo!).
Odezwała się do mnie, kiedy pisałam jeszcze pierwszego bloga. Spryciara, wiedziała, jak mnie podejść, bo zapytała o Gerrarda. Więc ja, będąc w siódmym niebie, ochoczo weszłam w konwersację i tak nam zostało. Do dziś.
L.
Lewandowski Robert.
W moim przypadku to przykry temat. Niestety. Otóż zachowałam się nie jak kibic, a jak zaborcza narzeczona. Lewandowski przechodzi ze Znicza do Lecha? Fantastycznie, zaczęłam oglądać mecze Lecha. I to całkiem intensywnie; przyznam, że polubiłam całą drużynę, bo trafiłam akurat na okres największych tryumfów w Pucharze UEFA- ciężko było nie docenić chłopców po meczu z Grasshoppers czy Austrią Wiedeń. A później on sobie odszedł do Borussii i na nic zdało się tłumaczenie, że jest mu to potrzebne do dalszego rozwoju. Romans się zakończył, zostałam przy Lechu i nie 'wyemigrowałam' za nim do Dortmundu. Co więcej, nagle zaczął mnie irytować, z resztą, chyba wcale nie bez powodu. Ale cóż, zanim to nastąpiło, przeżyłam szereg przyjemnych chwil związanych z sympatyzowaniem się z Lechem.
Cóż, prześladowanie sławnych osób na facebooku mam chyba we krwi.
M.
Magazyny sportowe.
Kto to widział, żeby dawać dwunastoletniej dziewczynce 'Piłkę Nożną'? No cóż, mój tata. I udało mu się przede wszystkim wyleczyć mnie z uzależnienia od plakatów z Bravo Sport i wycinania stron ze sportem ze Współczesnej. Ale skutkiem ubocznym jest to, że zwyczaj czytywania słowa drukowanego mi już został i sterta magazynów sportowych w moim pokoju powoli zaczyna sięgać sufitu. W życiu nie zgodzę się z tymi, którzy twierdzą, że nie potrzebują prasy, bo wszystko można znaleźć w internecie.
N.
Niezależność.
Cecha, którą cenię sobie u innych i staram się wypracować ją u siebie. Zaczęło się od wrzucenia na głęboką wodę i wybycia do Białegostoku trzy lata temu. Oczywiście nie mogło obyć się bez problemów, bo koleżanki, które miały ze mną mieszkać, szybko okazały się tylko ''koleżankami'' i zostałam sama. Przez dwa miesiące metodą prób i błędów poznawałam drogę z nowego domu do szkoły. Ale wkrótce samodzielność zaczęła mi się szalenie podobać. Z tego miejsca chciałabym przeprosić wszystkie znajome ze szkoły, z którymi nie chcę pracować w grupie na zajęciach, bo wolę zrobić wszystko na własną rękę....
O.
Opowiadania fan fiction.
Tak często poruszam ten temat na blogu, bo tak naprawdę bardzo lubię je czytać, porównywać, oceniać. Z pisania już wyrosłam, ale przyznam szczerze, że dobre kilka lat temu i mnie dotknęła ta plaga...
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Mira nerwowo splotła palce -Przecież twój brat nigdy mnie nie lubił.
-Niby skąd to wiesz? Widział cię może ze trzy razy, kiedy byłaś jeszcze gówniarą. - szczupła brunetka skarciła koleżankę, nie przebierając w słowach -W końcu obiecałam ci, że jakoś pomogę, a nie widzę innego sposobu. No zgódź się...
-No dobrze już, zamieszkam z twoim bratem.
[teraz następuje długa retrospekcja, którą pominiemy]
-Dziewczyno, zapukasz wreszcie, czy nie? - Ebru zdenerwowała się, widząc, że jej przyjaciółka już czwarty raz podejmuje tę ja pierniczę, napisałam 'tę' zamiast 'tą' mając jakieś 11 lat, jestem geniuszem! próbę i za każdym razem cofa rękę. W końcu zebrała się w sobie, zacisnęła zęby i zapukała. Kiedy drzwi się otworzyły, stanęła oko w oko koko koko euro spoko z najbardziej brązowymi z brązowych oczu, jakie w życiu widziała. Wiele razy słyszała, że Serdar Tasci to najgorętszy towar w mieście skąd ja znałam takie określenia? , ale zawsze śmiała się z tego. Mógł być sławny, przystojny i bogaty, ale dla niej i tak najważniejszy był charakter to mi się trochę priorytety pozmieniały.
-Cześć, słyszałam, że szukasz gosposi...
-Cześć, słyszałam, że szukasz gosposi...
Nie, przepraszam, dalej nie mogę, koniec tej zabawy. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co musiało mną kierować, pisząc te farmazony. Papier zniesie wszystko, a ja mam trzydzieści rozdziałów tego soft porno.
P.
Przemek Rudzki.
Tu należy się wam kilka słów wyjaśnienia w związku z moją wczorajszą eksplozją fangirlingu. Sorx, Przemas. Wiem, że masz żonę. Otóż kilka tygodni temu z letargu podczas lekcji języka polskiego (akurat zapomniałam krzyżówek, sudoku, albo chociaż książki do matmy, co ja tam niby miałam robić...) wyrwał mnie głos nauczycielki, a dokładniej mówiąc, jedno słowo: m a t u r a. Kiedy już dotarło do mnie, że nie przespałam całego roku i nie piszemy matury za miesiąc, a jedynie musimy wybrać temat na prezentację, byłam wręcz wniebowzięta. Mina lekko mi zrzedła, kiedy zerknęłam na listę, bo tylko jeden wydawał się być w moim zasięgu i dotyczył analizy języka komentatorów sportowych. Jeszcze zanim zadzwonił dzwonek na przerwę, wiedziałam już, że chcę poprosić o pomoc kogoś, kto zna problem od środka, a Szpakowski akurat nie odbierał mojego telefonu, więc padło na Rudzkiego. Nie wiedziałam o nim wiele, ale urzekł mnie jego komentarz w meczu Liverpoolu z Aston Villą i zdecydowałam, że spróbuję. Pewnie gdybym wtedy zrobiła odpowiedni risercz, gdybym widziała, jak lakonicznie odpowiada na wiadomości na twitterze, i jakich ostrych słów używa do dyskusji na swoim blogu, wystraszyłabym się i nie podjęłabym się tego za żadne skarby świata. Ale będąc nieświadomą tego, na co się porywam, wystosowałam najbardziej profesjonalną wiadomość, na jaką było mnie stać.
Jak widzicie po długości suwaka z prawej strony, materiał udało mi się zebrać z nawiązką, i jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. Najzabawniejsze było to, że wysłałam tę wiadomość w dniu, kiedy LFC grali mecz, który on komentował. Przez okrągłe dziewięćdziesiąt minut nie mogłam przestać się uśmiechać. Zwłaszcza, że później obejrzałam kilka filmów zza kulis jego programu w C+ i dodatkowo zaczęłam jeszcze piszczeć z wrażenia. Taaaakże teeego...
R.
Reprezentacja.
O dziwo, najmniej do powiedzenia mam na temat tej polskiej. Pamiętam piękne czasy, kiedy flaki wypruwałam kibicując chłopcom przed telewizorem, ale jako że to miało miejsce wtedy, kiedy w naszej kadrze było przynajmniej trzech łysych panów i Jacek Krzynówek, to wiecie już, że owe czasy dawno minęły. Teraz została tylko krew, pot, łzy i Lewandowski, a ja nie mam ochoty się w to nadmiernie angażować. Z resztą, już dawno kupili mnie Niemcy i nie potrafię pozbyć się nawyku kibicowania im w każdym większym turnieju.
S. (to zdecydowanie moja ulubiona literka)
T.
Twitter.
Na początku nie widziałam zupełnie zalet tego tego serwisu. Ale teraz już wszystko rozumiem. Pewnego dnia weszłam tam i zobaczyłam coś, co odmieniło moje życie.
U.
Unilivercity.
Pomysł na bloga zrodził się podczas wspólnej debaty na piłkarskie tematy joł ta, dats rap werszyn. Cała nasza trójka tęskniła za pisaniem, więc postanowiłyśmy wznowić działalność, tym razem w tandemie. Mimo, że nie jest to twórczość najwyższych lotów, sprawia mi nieopisaną przyjemność.
W.
Wembley.
Moje jeszcze niespełnione marzenie. A moja niewiemnicosporcietomainstreamowarozrywkadlamas przyjaciółka mawia: ''Pamiętam Wembley '74, Wojciech Fibak zdobył rzut za trzy punkty na dystansie trzech kilometrów...''.
Z.
Zajebisty przepis na ciasto znalazłam, idę piec.
Fragment o fan fiction mnie rozwalił xD I gratuluję bycia geniuszem! :D Nawet na studiach spotykam ludzi, którzy nie wiedzą, że powinno się użyć w takim wypadku "tę" ;) Ogólnie ciekawy wpis - wydajesz się być fajną dziewczyną! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, staram się, jak tylko mogę :D. Większość ludzi po prostu nie widzi różnicy między ''tą'' a ''tę'', tak naprawdę ja dopiero niedawno dowiedziałam się, jak powinno wyglądać to w poprawnej formie, kiedyś używałam tego zamiennie , dla urozmaicenia xD.
UsuńWydaję się być fajną dziewczyną, powiadasz... Zapewniam cię, dziewczyną jestem na 100 % :D. Chociaż w sumie w tych internetach to nigdy nie wiesz, czy nie rozmawiasz ze Zdzichem1960...
Hahaha, to prawda, nigdy nie wiadomo! :D Ja z mojej strony też mogę zapewnić o byciu przedstawicielką płci pięknej! :D
UsuńDroga Silene:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zanudzę Ciebie, bo planuję się trochę rozpisać, gdyż czytam UniLiverCity już od dłuższego czasu, ale nigdy nie mogłam się wystarczająco zmobilizować, aby napisać jakiś komentarz. Wspomnę też, że to właśnie Twoje wpisy najbardziej lubię czytać.
Przyznam szczerze, iż jestem młodsza od Ciebie; chodzę jeszcze do gimnazjum, które miało być wspaniałym miejscem, a z około 90% ludźmi nie da się normalnie porozmawiać. Gorzej niż podstawówka, a właściwie to jest przedszkole. Piłką nożną zaczęłam się interesować ponad rok temu, ponieważ pewien chłopak ("ach! och!") mi się podobał. Interesował się on Barceloną, teraz już jej raczej nie kibicuje, chyba że wygra z Milanem 4:0, a ja głupia (tak naprawdę nie uważam tego z błąd) zaczęłam czytać o Barcelonie i oglądać jej mecze. Zmierzam do tego tym moim wywodem, że oglądam tylko ligę hiszpańską, a nie angielską. Chciałabym to zmienić, ale nie wiem jak, bo żaden zespół mnie nie "pociąga" tak ja Blaugrana. No może powiem, że kibicowałam Liverpoolowi, podczas meczu, jak odpadał z LE. I obiecuję, że to zmienię i od przyszłego sezonu będę regularnie oglądać mecze The Reds, bo w końcu Steven Gerrard (pamiętam to nazwisko, jak miałam z osiem lat i mój brat grał w Fifę, on kojarzył mi się z gepardem).
Chciałabym napisać coś o tej notce, a że troszeczkę się śpieszę, bo o 20 mecz, a ja mam nauczyć się śpiewać "Deszczową piosenkę" przyznam, że chciałabym zamienić się z Tobą miejscem i być w hiszpańskiej klasie. Jejku, ja uczę się angielskiego i znienawidzonego rosyjskiego, a o hiszpańskim na razie tylko marzę. Pisałaś, że lubisz Bayern, a ja właśnie boję się wtorku o meczu LM. A na koniec chciałabym spytać się Ciebie co znaczy ten Istambuł i jaki to był mecz? Wiesz, ja jeszcze jestem takim laikiem, który dużo rzeczy musi się o piłce nożnej dowiedzieć.
Pozdrawiam, viva_la-vida:D
PS. Wieku jedenastu lat pisałaś nawet dobre opowiadanie, bo ja jak niedawno zobaczyłam swoje, które pisałam w tym wieku, zamarłam i chciałam to spalić i zniszczyć. Takiej masy błędów nigdy nie widziałaś.
Nawet nie wiesz, jaką radość sprawiłaś mi tym komentarzem :).
UsuńGimnazjum wspominam jako najgorszy okres w swoim życiu. Wszystko oczywiście przez chłopaka. Przez okrągłe trzy lata próbowałam 'poderwać' mojego przyjaciela, a on ciągle udawał, że tego nie widzi, bo nie chciał tracić kumpelki. Oczywiście zrozumiałam to dopiero później, przez cały tamten okres byłam najnieszczęśliwszą nastolatką na świecie. Dziś już tylko się z tego śmieję ;).
Te nasze pierwsze kibicowskie momenty z perspektywy czasu wydają się żenujące, bo żadna to sztuka kibicować temu samemu klubowi, co chłopak, albo zostać zmuszoną do tego przez własnego tatę [to akurat mój przypadek]. Ale najważniejsze jest to, że przy swoich klubach zostałyśmy i cokolwiek by się nie działo, będziemy z nimi.
Kibicom La Liga raczej nie podoba się angielska piłka, bo to zupełnie inna gra - siłowa, z mnóstwem fauli i pojedynków jeden na jeden. Ale jeżeli masz ochotę zacząć oglądać Liverpool, bardzo się cieszę :)! Trafisz na ostatnie lata Gerrarda w czerwonych barwach, myślę, że warto chociaż przez kilka meczów przyjrzeć się temu zawodnikowi, bo 'lojalny piłkarz' to gatunek na wymarciu.
Możesz szybko przekuć marzenia o hiszpańskim w rzeczywistość i próbować dostać się do dwujęzycznej klasy :). To nic trudnego, progi punktowe zazwyczaj nie są wysokie, bo zainteresowanie nie jest duże. Trzy lata temu, czyli kiedy ja kończyłam gimnazjum, próg wynosił 120 punktów. A na rosyjski nie narzekaj, kochana, to bardzo przyszłościowy język, sama chciałabym się go uczyć, ale myślę, że zrobię to dopiero po maturze.
Bayernu trzeba się bać, i to bardzo, bo na dzień dzisiejszy to najbardziej kompletna drużyna w Europie. Mają piekielnie mocną ławkę rezerwowych, niesamowity atak, i - co najważniejsze, świetny pomysł na grę. Dzisiaj, grając zmiennikami (zagrało tylko trzech piłkarzy z poprzedniego meczu) wygrali z Hannoverem 6:1... Tak więc Katalończycy mają się czego bać, ale cóż, jeżeli wygracie ten dwumecz, będzie to oznaczało powrót starej, dobrej, najsilniejszej w Europie Barcelony ;D. Szepnij tam piłkarzom słówko o tym, że ze stałych fragmentów bramki można walić Neuerowi jak ślepemu xD.
Istambuł (w sumie powinnam to spolszczyć i napisać ''Stambuł'', ale nie miałam pomysłu na 'i' i tak zostało ;)) to miejsce rozgrywania finału Ligi Mistrzów 2005, mój pierwszy mecz Liverpoolu, który pamiętam. Grali wtedy z Milanem, na bramce stał nasz Jerzy Dudek. Do przerwy Milan prowadził trzema bramkami, tuż po niej zaczęliśmy odrabiać straty i w ciągu sześciu minut strzeliliśmy trzy gole (ostatni był szalenie dramatyczny- Xabi Alonso nie trafił z karnego, na szczęście dobił go). Po dogrywce były karne i słynny Dudek-dance w bramce. Podobno obrońca LFC, Jamie Carragher (w tym roku kończy karierę. Niezwykły chłopak. W tym meczu w Stambule grał z kontuzją) kazał mu wykonywać w bramce energiczne ruchy, żeby rozproszyć strzelających. I udało się. Magiczna chwila nie tylko Liverpoolu, ale i całego futbolu.
Zgodzę się z Tobą, że liga angielska bardzo różni się od tej hiszpańskiej, ale ja jestem przykładem osoby, która lubi obie. Nieważne jaki mecz leci w telewizji - jak mam czas to obejrzę. Jak nie mam to też ;) Chociaż muszę przyznać, że angielska liga jest ciekawsza pod tym względem, że jest w niej więcej dużych ekip, a te mniejsze też są nieprzewidywalne. W Hiszpanii zauważalny jest monopol (duopol?) Realu Madryt i Barcelony, ale mecze innych drużyn też bywają ciekawe.
UsuńCo do klasy dwujęzycznej też się zgodzę :D Ja sama nie uczęszczałam, ale w moim byłym liceum próg był tam niższy niż do innych klas.
Może Cię nie zaskoczę, ale co do opinii o Bayernie też się zgodzę :D To najbardziej kompletna drużyna. Nie wiem czy ktoś jest w stanie zatrzymać tę maszynę. Osobiście mam nadzieję, że zrobi to Real w finale ;)
Widać jestem bardzo zgodna :P
Cóż, mnie w tym sezonie rywalizacja dużych ekip niestety omija. Ale cóż, w przyszłym sezonie nawet Southampton zapowiedziało walkę o mistrza, koło takich deklaracji nie można przejść obojętnie.
UsuńA co do poznawania ludzi w sieci, to tak patrzę na nasze avatary i wcale nie jestem pewna naszej kobiecości xD...
Dziękuję za bardzo długą odpowiedź.
UsuńMam nadzieję, że będę mogła obejrzeć sobie chociaż kilka meczy Liverpoolu. Niestety, transmisji muszę szukać w internecie, gdyż rodzice nie chcieli zgodzić się na Canal+.
O Bayernie masz rację. Oglądając sobie mecz Barcelona - Levante ciągle myślałam o wtorku i uważam, że niestety na finał więcej szans ma właśnie ta niemiecka drużyna. Mam nadzieję, że się mylę.
Wiem, że w wakacje nauczę się chociaż kilku hiszpańskich słów. Co do klasy dwujęzycznej, wydają mi się to bardzo nierealne marzenia, bo do szkoły, która ma taką dzieli mnie około 150 kilometrów. No cóż, takie życie...
Piszesz, że "Te nasze pierwsze kibicowskie momenty z perspektywy czasu wydają się żenujące". Może po części masz rację, ja też nie jestem z tego dumna, ale dzięki temu chłopakowi zakochałam się w Barcelonie. Jego "miłość" do tego klubu nie przetrwała, a moja tak. I ma się wyśmienicie.
Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam:)
viva_la_vida
PS. Ja też na koncie mam na avatarze zdjęcie piłkarza. Niestety teraz z niego nie piszę, bo Google mi go z niewiadomych dla mnie przyczyn zablokowało...
Ja też nie mam C+, ale świetne transmisje z polskim komentarzem można znaleźć w internecie, więc nie stanowi to żadnego problemu :).
UsuńJa też przeprowadziłam się ok. 100 km od domu tylko po to, żeby móc chodzić do tej szkoły. Tak więc nie ma co się bać, internaty są bardzo tanie, założę się, że jeśli porozmawiasz z rodzicami, wszystko się uda.
Dzięki za tą radę, może moje marzenie niedługo stanie się rzeczywistością. Tylko boję się, że mama po prostu nie puści mnie tak daleko samą...
UsuńZawsze uważałam, ze ''ciacha.net'' to najlepszy kobiecy serwis o sporcie. Czytając waszego bloga zmieniłam zdanie. Jesteście 'the best' ♥. Większość artykułów i użytkowniczek na ''ciachach'' jest zwolenniczkami hiszpańskiej piłki, reprezentacji Hiszpanii i La Ligii. Ja zdecydowanie pod kątem piłki wolę Anglię.
OdpowiedzUsuńCiacha.net zrzeszają mnóstwo zainteresowanych sportem dziewczyn, ale masz rację, kultywowane są tam głównie obecne kibicowskie ''trendy'' - Hiszpania, polska siatkówka czy skoki narciarskie. Premier League nie przyciąga do siebie tylu dziewczyn, a szkoda, bo naprawdę jest na co popatrzeć, i pod względem ''ciachowym'' i pod tym piłkarskim. I właśnie to chciałyśmy pokazać, zakładając tego bloga, więc bardzo cieszy nas fakt, że podoba Ci się to, co robimy :). Lubisz po prostu angielski futbol, czy masz jakieś klubowe preferencje?
UsuńKibicuję Chelsea, ale interesuję się Premier League nie tylko ze względu na nią. Podoba mi się angielska piłka i oglądam mecze nie tylko 'swojego' klubu. Wiele osób z mojego otoczenia uważa, że angielski futbol nie jest tak ciekawy jak ten hiszpański, ponieważ jest bardzo siłowy, fizyczny. Może hiszpańska piłka jest piękniejsza, ale ja zakochałam się w angielskiej i to miłością na całe życie.
UsuńHm, za chwilę matura. Może ogarnęłabym trochę słówek z angielskiego? Przydałoby się... A nie, jednak nie. Znowu coś napisały na UniLiverCity!
OdpowiedzUsuńDzięki xD Jesteś moim wybawieniem.
Alfabetu to ja nie będę tutaj pisać, ale już od dawno takowy chodzi mi po głowie. Może. Kiedyś.
Kurcze, za bardzo nie wiem do czego mam się odnieść, bo nic szczególnie mnie nie zaskoczyło. Chyba za długo czytam Twojego bloga :P Mam tylko nadzieję, że założysz konto na tt i będziesz tam częściej wpadać :)
P.S. Kocham nasze ciacha.net <3
Albo za długo czytasz to, co ci na gg piszę, hue hue hue ;D. Angielski? Pff, matematyka królową nauk!
Usuń