Męczą mnie pytania: czy Nani naprawdę aż tak bardzo podpadł? czy kontuzja Rooneya naprawdę nie pozwala mu na występ od pierwszej połowy? czy Kagawa jest w stanie wziąć na swoje wątłe ramionka grę Manchesteru? Chyba nie. Przecież drużyna i zwycięstwo to sprawa najważniejsza. Gdyby Roo nie mógł grać, z West Hamem także wszedłby w drugiej połowie. A Kagawa... Obym się myliła, ale to nie jest Park Ji-Sung.
Graliśmy po prostu źle. Sad but true... Jedynie ten Danny ciągnął cokolwiek grę do przodu, chociaż i tak każda akcja kończyła się niedokładnością, błędem własnym. Nikt nie miał na tyle dobrego zamysłu, aby przedrzeć się z futbolówką w pole karne Llorisai coś tam zdziałać. Aż do 25 minuty kiedy po cudownym odegraniu tego młodzika, tego Danny'ego, jego przyjaciel Cleverley dośrodkował co do centymetra na czaszkę Robina, a ten nie miał wyjścia i MUSIAŁ trafić. Takich okazji się nie marnuje, nawet w takim meczu...
Potem było tylko gorzej. Hej, wiecie co, jeśli to ma tak wyglądać, to ja wolę wrócić do tego wariantu z odrabianiem strat. Przynajmniej kończy się dobrze... Mecz i cała nasza w miarę nie najgorsza gra poszły się... . Traciliśmy posiadanie piłki, zaczynało się robić nerwowo.
W końcu chwila nieuwagi, zamieszanie w polu karnym de Gei i pierwsza poważna pomyłka Hiszpana. Koniec marzeń o trzech punktach. Wystarczy tak niewiele... Za stratę gola na 1:1 nie mam prawa nikogo obwiniać, a już na pewno nie Davida. Trudno, stało się, żyjemy dalej. Będzie ciężko, ale damy radę... Musimy. W końcu nigdy nie umrzemy. A nadzieja to już na pewno umrze ustatnia. To przecież Premier League. Tu gra się do końca.
I tylko czapeczka Bossa była pozytywnym akcentem na tym tonącym w strugach ulewnego deszczu boisku White Hart Lane. Bo chyba nie powiecie, że styl "na hipstera" na sir Alexie nie wygląda zabawnie...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz