27 stycznia 2013

Mańkuta, Sołmamejt, Gyan Riggs czyli Fulham pokonane.



Jest  wiele odmian meczów. Są mecze bardzo ciekawe, mniej ciekawe, o wiele mniej ciekawe, mecze ze Stoke, mecze z West Hamem... Mecze, w których tempo gry w miarę upływu czasu opada niczym kąciki ust Evry na widok Suareza. Mecze, w których tempo rozkłada się równomiernie jak żel na włosach Xaviego. Mecze, w których tempo gry rośnie zupełniej jakby było małym Stefankiem Vidičiem. I te Manchesteru United z Fulham.

Wszystko zaczęło się od tego, że był karny. To znaczy nie od razu. FA jeszcze nie wymyśliła takiego podstępu. W polu karnym Fulham ręką zagrał Hughes. W 72 sekundzie. Co by o chłopaku nie mówić, to rękę ma szybką. Nie ma co.

Co dziwne, do jedenastki wydelegowany został Ryan Giggs (aka Gyan Riggs; taka gra słowna- chodzi o to, aby zamieniać pierwsze litery nazwisk piłkarzy; Gavid ed Dea, Havier Jernandez, Semir Stilič...)
*przerwa na wychwalanie pod niebiosa Ryana Giggsa*
Dlaczego na wychwalanie? Gdyż, iż, azaliż, ponieważ to, co wyprawia ten facet jest niesamowite. Przecież on w listopadzie skończy 40 lat. Słownie C-Z-T-E-R-D-Z-I-E-Ś-C-I. A gra niczym dwudziestokilkulatek. To już nawet nie jest jego druga młodość. Ani nawet trzecia. W każdym razie forma, jaką prezentował w spotkaniu z Fulham była niesamowita. Szalał, biegał, dryblował... Ja myślałam, że po takim czymś, to go będą na noszach z boiska zciągać. 
*resztę pochwał przeznaczam na kolejne mecze w jego wykonaniu*
I jak na weterana przystało, spokojnie pokonał Marka Schwarzera.

Miałam ostatnio rację mówiąc, że boss pomylił składy. Ten wczorajszy powinien był wyjść naprzeciw Tottenhamowi. Trzy punkty mielibyśmy jak w banku. Chłopcy grali aż miło. Nani, Anderson, Giggs (czy ja powiedziałam chłopcy? tak? w takim razie zarządzam wyjątek i piszę "mężczyzna"), Rooney... Nie wspomnę na razie o Chicharito, bo na niego przyjdzie czas. Louis znowu pędził skrzydłem i kąsał obronę przeciwnika, Andi dodawał zabójcze podania... Było naprawdę fajnie.

Gdyby nie straszna nieskuteczność, wynik z pewnością byłby wyższy. Niestety, nad tym elementem musimy popracować *chrząka znacząco w kierunku Rooneya i Naniego*. Miała być manita, a była jedynie czteropalczasta mańkuta. Co nie zmienia faktu, iż awans do kolejnej rundy i potyczka z Reading jest już pewna tak, jak pewne jest to, że nie potrafię śpiewać. I teraz nastąpi moment niezrozumiały dla was, a wstydliwy dla mnie. Otóż muszę się komuś wyspowiadać z mojej winy. Wiecie co zrobiłam? Zapominając o mojej totalnej nie-umiejętności śpiewania, dałam się porwać atmosferze na stadionie i w domu, przed laptopem słysząc "Ryan Giggs running down the wing" zaintonowałam tę melodię wraz z fanatykami na Old Trafford. Wtedy wszedł mój brat. Koniec opowieści. Jaką karę poniosę?

Bramką meczu było z pewnością trafienie Wayna, po której mogłam z czystym sumieniem ucałować koszulkę z jego nazwiskiem. Żadna Coleen tego nie widziała, a nawet jeśli, miałam ku temu powody. Po tak pięknym, prostopadłym podaniu-asyście Andersona, Roo okiwał zwodem obrońców i pewnie uderzył w lewy róg bramki Fulham. Cała akcja była wspaniała, lepsza niż świeże truskawki zimą, lepsza niż gorąca czekolada, niż najlepsze evraśne pralinki... Mogłabym ją oglądać przez całe życie, bez przerwy i nigdy by mi się nie znudziła. 

Kolejne dwa gole dołożył Javier. Pierwszą z nich strzelił głową po niemal całkowicie precyzyjnej asyście Rooneya, drugą trafił po 13 minutach, kiedy po jego uderzeniu, futbolówka odbiła się rykoszetem o obrońcę Fulham i zmyliła Schwarzera. W każdym razie postawa Chicharito napawa mnie co występ ogromną dumą i poczuciem, że nie wszystkie bramki zawdzięczamy RvP. Diabły też dokładają co nieco od siebie. 

W końcówce, kiedy chłopcy zagapili się tak, że bardziej chyba nie można, bramkę na 4:1 strzelił Hughes. Ten z szybką ręką. I zrobił to tak efektownie, że Pączuś wpadł w swoje własne sidła. Do bramki. I teraz ponownie jest mi głupio, moje policzki zalał delikatny rumieniec. Bo ja...nie mogłam się powstrzymać i prychnęłam śmiechem. Wyglądało to tak zabawnie i nieporadnie, że moja sympatia do DejFa urosła o kolejne 0.01%. Co to będzie za 10 lat? *chowa się do piórnika*



PS W tytule było "sołmamejt". Jest to hołd złożony Runejowi za jego piękną bramkę. To na jego cześć:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz